Wystój e-bilet
Treść
Wadliwe przygotowanie przez władze Białegostoku wprowadzonego w życie 1 sierpnia systemu elektronicznych biletów komunikacji miejskiej doprowadziło do tego, że mieszkańcy po odbiór lub przedłużenie ważności e-biletów zmuszeni są stać godzinami w kolejkach. Do białej gorączki doprowadzają ich też notoryczne awarie czytników kart elektronicznych w autobusach. Zdarza się, że nie rejestrują ważnych, opłaconych biletów.
30 września komunikacja miejska przestała sprzedawać papierowe bilety okresowe. - Nie możemy jednocześnie obsłużyć tysięcy ludzi. Obecnie dziennie zgłasza się do naszych punktów średnio 700 osób - tłumaczy "Naszemu Dziennikowi" Bogusław Prokop, dyrektor Białostockiej Komunikacji Miejskiej. Tyle że w całym mieście funkcjonują jedynie dwa punkty, które mają zaspokoić potrzeby tysięcy klientów. Na pytanie, czy miasto nie mogło wraz z datą wprowadzenie e-biletów uruchomić takiej liczby punktów, aby cały proces przebiegał sprawnie, usłyszeliśmy od pana dyrektora: "Uważam, że nie mogło".
Wydawanie i doładowywanie e-biletów miało odbywać się w ponad 20 punktach na terenie miasta. Jednak w wyniku problemów technicznych z ich uruchomieniem obecnie działają tylko wspomniane dwa. Szef zakładu komunikacji miejskiej jest dobrej myśli. - Są przecież jeszcze bilety jednorazowe papierowe lub e-bilety imienne, które można kupić bez kolejki - radzi Bogusław Prokop. Owszem, można je kupić, ale osoby korzystające regularnie z usług BKM w ten sposób musiałyby sporo przepłacić. Dyrektor BKM uważa, że długie kolejki przed punktami miejskiej firmy to zasadniczo... wina jej klientów. - W tej długiej kolejce stoi wiele osób, które wnioski o wydanie e-karty złożyły już w np. maju. Karty dawno czekały na nich w naszych punktach, a oni dopiero teraz się obudzili i przyszli, by je odebrać - mówi Bogusław Prokop. W przypominającym czasy PRL ogonku za e-biletem dobrze się rozmawia. Kolejkowicze tłumaczą, że z jednej strony przynaglało się ich do odbioru kart, a z drugiej - termin wprowadzenia e-biletów władze miasta ciągle przesuwały. Było to dezorientujące. Białostocka karta miejska według pierwszych informacji miała zostać wprowadzona już na początku 2011 roku. Później okazało się, że system nie jest jeszcze gotowy i termin przesunięto na maj. Ostatecznie e-bilet zaczął obowiązywać dopiero od 1 sierpnia tego roku.
Krytyczną ocenę sposobu wprowadzania przez władze Białegostoku e-biletów przedstawia Rafał Rudnicki, szef radnych miejskich Prawa i Sprawiedliwości. - System jest wprowadzany w wariackim tempie. Ciągle się coś w nim psuje, zawiesza - zaznacza radny. - Od początku wnosiliśmy na radzie miasta, aby ten system najpierw dobrze przetestować. Jednak radni rządzącej koalicji, PO - Forum Mniejszości Podlasia, zadecydowali inaczej, co doprowadziło do powstania chaosu - dodaje Rudnicki. Wadliwe działanie systemu potwierdzają zdenerwowani pasażerowie. - Kiedy się przykłada aktywną kartę do czytnika, nie chce on zalogować biletu, pokazuje dziwne komunikaty. A kontrolerzy mają pretensje do człowieka, że jedzie bez biletu. To bardzo irytujące - mówi jeden z klientów BKM. Białostoccy koalicjanci chcieli karać pasażerów za "niekliknięcie" karty w czytniku już od 1 października. Po zaciętej batalii z radnymi PiS zgodzili się na propozycję opóźnienia daty wprowadzenia tych restrykcji do 1 stycznia przyszłego roku.
Odpowiedzialny za wprowadzenie e-biletu jest Adam Poliński, wiceprezydent Białegostoku. Rudnicki miażdży pomysł, w myśl którego korzystający z komunikacji miejskiej muszą przykładać okresowe e-bilety za każdym razem, gdy wsiadają do autobusu. - To wprowadza pasażerów w nerwicę. Trzeba było skorzystać z doświadczeń Warszawy, gdzie długoterminowe bilety wystarczy odczytać raz na cały opłacony okres - tłumaczy Rafał Rudnicki. Jednak inicjalny pomysł wprowadzający system w Białymstoku był jeszcze bardziej kuriozalny: zakładał każdorazowy odczyt karty tak przy wejściu, jak i wyjściu z autobusu.
Adam Białous, Białystok
Nasz Dziennik Piątek, 4 listopada 2011, Nr 257 (4188)
Autor: au