Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wosztyl nie lądował brawurowo

Treść

Porucznik Artur Wosztyl, pilot Jaka-40, którym na uroczystości w Katyniu lecieli dziennikarze i który lądował w Smoleńsku przed rządowym tupolewem, nie złamał procedur, lądując w gęstej mgle. Rzecznik dyscyplinarny 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego uniewinnił pilota, uznając, że decyzja o lądowaniu nie zapadła poniżej 100 metrów wysokości. Sprawę Wosztyla wciąż jeszcze bada Prokuratura Wojskowa w Warszawie.
Pułkownik Mirosław Jemielniak, dowódca 36. specpułku, przyznał w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że rzecznik dyscyplinarny SPLT orzekł, iż porucznik Wosztyl procedur nie złamał. Jak wyjaśnia szef specpułku, postępowanie dyscyplinarne prowadzi rzecznik dyscyplinarny, który zapoznaje dowódcę specpułku z orzeczeniem. Głównym zarzutem sformułowanym pod adresem pilota było podjęcie decyzji o lądowaniu poniżej warunków granicznych - chodziło o to, że pilot wiedział o trudnych warunkach panujących nad Siewiernym, a mimo to zdecydował się lądować, naruszając zasady bezpieczeństwa obowiązujące w lotnictwie. Jak informuje ppłk Robert Kupracz, rzecznik Sił Powietrznych, postępowanie dyscyplinarne było prowadzone w oparciu o procedury związane z ustawą o dyscyplinie wojskowej. Postępowanie wszczął dowódca pododdziału, do którego należy por. Wosztyl. Według tego, co podała jedna z komercyjnych stacji radiowych, o uniewinnieniu Wosztyla przesądziły zeznania wszystkich członków załogi, którzy zgodnie twierdzili, że ustawili radiowysokościomierz na wartości 100 metrów. - Widzieli światła drogi startowej, widzieli również pas startowy na wysokości 130 metrów, twierdząc, że dopiero po kilku sekundach podczas podjęcia decyzji o manewrze lądowania usłyszeli dźwięk radiowysokościomierza - miał powiedzieć adwokat pilota Marcin Madej. Decyzja o uniewinnieniu w postępowaniu dyscyplinarnym uprawomocniła się, natomiast wciąż trwa śledztwo prokuratorskie. W lutym br. dowódca Sił Powietrznych gen. Lech Majewski złożył doniesienie do wojskowej prokuratury okręgowej o możliwości popełnienia przestępstwa przez naruszenie przepisów wykonywania lotów. Jak deklaruje ppłk Kupracz, doniesienie do prokuratury zostało złożone w celu sprawdzenia, czy nie doszło do popełnienia przestępstwa. - To nie było doniesienie przeciwko komuś. Chodziło o sprawdzenie przez upoważnione do tego organy, czy przypadkiem nie zostało złamane prawo - tłumaczy ppłk Kupracz.
Niektórzy chcą robić sensację z czegoś, czego nie ma. Jeśli została wyjaśniona sprawa i zostało stwierdzone, że nie było żadnego przekroczenia uprawnień, to nie było - oceniają piloci. Jeżeli ustalono, że nie ma przesłanek do tego, że ktoś naruszył bezpieczeństwo, to prokuratura nie ma tu nic do roboty - stwierdzają. Jak zaznacza Naczelna Prokuratura Wojskowa, decyzja rzecznika dyscyplinarnego 36. specpułku nie będzie miała żadnego wpływu na postępowanie prokuratorskie, gdyż są to dwa zupełnie inne postępowania.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2011-06-08

Autor: jc