W wojsku panuje chaos
Treść
Likwidacja jednej jednostki na Podlasiu i zmniejszenie liczebności drugiej ma być, według oficjalnych zapewnień przedstawicieli MON i Sztabu Generalnego, elementem reformy struktur dowodzenia armią. Jednak zdaniem ekspertów, nasza armia cierpi od lat na to samo: nie ma klarownej wizji rozwoju sił zbrojnych, która określałaby choćby to, ile jednostek wojskowych nam potrzeba i które ewentualnie należy zlikwidować. A ogłaszane ostatnio decyzje w tych kwestiach sprawiają wrażenie podejmowanych w pośpiechu i bez koniecznej analizy.
Jak już pisaliśmy, Sztab Generalny podjął decyzję o przyspieszeniu o sześć lat likwidacji składnicy wojskowej w Osowcu i zmniejszeniu pułku artylerii przeciwpancernej w Suwałkach do dywizjonu. I nie ma się co dziwić, że wszyscy byli zaskoczeni zmianą rozstrzygnięcia SG. Nie byłoby takich problemów, gdyby armia miała profesjonalnie przygotowany plan zmian strukturalnych. Jednak to wymagałoby zmiany całej filozofii kierowania wojskiem, w którym teraz zamiast logiki decyduje polityka. - Trzeba, abyśmy określili, jaką chcemy mieć armię, do czego ona jest nam potrzebna i jaka powinna być jej wielkość. Dopiero później powinny zapadać decyzje o tym, gdzie chcemy mieć garnizony, bazy szkoleniowe. Chodzi o to, abyśmy dobrze inwestowali pieniądze, a nie tam, gdzie garnizony nie będą perspektywiczne - mówi gen. Roman Polko, były dowódca GROM.
W ocenie gen. Polki, polskiemu wojsku brakuje czegoś w rodzaju mapy drogowej, którą trzeba przedstawić dowódcom jednostek i żołnierzom obecnie często zaskakiwanym decyzjami z góry. - Za dużo w wojsku dzieje się w atmosferze chaosu, a zamiast budować silne bazy, to są one tylko przerzucane pomiędzy kolejnymi miejscowościami. W efekcie oprócz generowania kosztów te zmiany niczemu nie służą - ocenił Polko. Pytany o likwidowanie jednostek na ścianie wschodniej, zauważył, że biorąc pod uwagę zagrożenie ze Wschodu, większą bolączką niż brak jednostek w tym rejonie jest fakt, że znajdują się tam wojskowe magazyny, które powinny być zlokalizowane na zapleczu, w bezpieczniejszych miejscach. Takim newralgicznym obiektem jest twierdza Osowiec, w której zlokalizowana jest Składnica Amunicyjna Wojsk Lotniczych. Skoro jednak już dawno było wiadomo, że składnicę trzeba przewieźć dalej od granicy z Rosją, to dlaczego w ostatnich latach zainwestowano tam w infrastrukturę 15 mln złotych? W dodatku jeszcze niedawno padały deklaracje, że jednostka będzie funkcjonować do 2018 roku, a teraz ogłoszono, że tylko do 2012. Zdaniem Polki, to m.in. efekt braku wizji kształtu armii. Z drugiej strony, skoro potencjalnie większe zagrożenie mamy ze Wschodu niż z Zachodu, to dziwne jest zmniejszanie obsady jednostki w Suwałkach, która stacjonuje obok potężnie uzbrojonego obwodu kaliningradzkiego.
Trudno nie zgodzić się z opiniami, że po drastycznym zmniejszeniu wielkości naszej armii do 100 tys. żołnierzy mamy za dużo jednostek i w wielu służy za mało żołnierzy. Obsada jest tak skromna, że jednostkom brakuje nawet żołnierzy do obsady wart. To także skutek ambicji polityków chcących mieć w swoich miejscowościach wojsko. Tymczasem pierwszym zadaniem armii jest służba na rzecz bezpieczeństwu państwa. - By szkolić żołnierzy, potrzebna jest kosztowna infrastruktura. Dlatego lepiej jest łączyć jednostki i budować silne bazy z odpowiednią infrastrukturą, aby żołnierze mogli się szkolić na miejscu, a nie udawać, że mamy potężną armię składającą się z kilkudziesięciu brygad, w praktyce bez zdolności bojowych - dodał Polko. I podkreślił, że bez określenia, gdzie będą bazy armii, wciąż będziemy marnować ogromne pieniądze na utrzymanie zbędnych jednostek. Obecna praktyka zaowocowała już tym, że funkcjonuje pogląd, iż kiedy inwestuje się w wojsku, to znaczy, że taka jednostka będzie rozformowana, a infrastruktura przekazana np. miastu (!). I niestety, o zmianach najpóźniej dowiadują się żołnierze i pracownicy cywilni wojska. A powinno być zupełnie inaczej, ludzi powinno się informować jako pierwszych.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2010-10-06
Autor: jc