Umierają, czekając na interferon
Treść
Pani Jadwiga z Torunia czeka ponad rok na rozpoczęcie terapii interferonem. Jesienią ubiegłego roku dowiedziała się, że cierpi na wirusowe zapalenie wątroby typu C. Na październik, ale tego roku, pacjentce wyznaczono termin testów, od których wyników uzależniono podanie interferonu. Problem w tym, że nawet jeśli kobieta zakwalifikuje się do programu, jej wątroba może nadawać się wyłącznie do przeszczepu. W takiej sytuacji jak pani Jadwiga są tysiące pacjentów zakażonych HCV.
Dla nich liczy się każdy dzień. Im szybciej dostaną interferon, tym mniejsze ryzyko przeszczepu wątroby czy nawet śmierci. Tymczasem średni czas oczekiwania pacjentów ze zdiagnozowanym wirusowym zapaleniem wątroby typu C na podjęcie terapii interferonem to ponad rok. A lekarze są zgodni: od postawienia diagnozy do rozpoczęcia terapii nie powinno minąć więcej niż trzy miesiące.
W takiej sytuacji znalazła się pani Jadwiga z Torunia. Kobieta nie wie, kiedy i w jakich okolicznościach mogła zarazić się WZW typu C. Prawdopodobnie doszło do tego w trakcie pobytu w szpitalu lub wizyty u dentysty. Jesienią ubiegłego roku dowiedziała się podczas rutynowych badań krwi, że ma podwyższone próby wątrobowe. Badanie USG jamy brzusznej nie wykazało jednak zmian. - Kolejne badania pokazały, że próby wątrobowe są cały czas podwyższone - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" pani Jadwiga. Obecność WZW typu C wykazały też badania laboratoryjne surowicy, potwierdzone przez sanepid. Wtedy chora została skierowana do Poradni Chorób Zakaźnych Wątroby w Toruniu, a stamtąd do Wojewódzkiego Szpitala Obserwacyjno-Zakaźnego w Toruniu, gdzie 16 stycznia po analizach i kolejnym oczekiwaniu potwierdzono obecność wirusa HCV. Wyznaczono też termin biopsji na 31 maja. - Zgłosiłam się do szpitala i w tym samym dniu biopsja została wykonana - relacjonuje pani Jadwiga. Wynik, który potwierdził WZW typu C, był po miesiącu.
Badanie wykazało, że wątroba jest już bardzo uszkodzona. Choć zdiagnozowano zapalenie II stopnia i zwłóknienie III stopnia (w skali 0-IV) oraz początki martwicy kęsowej, to lekarze nie mogli od razu podjąć potrzebnego leczenia interferonem. Trzeba było wykonać badanie określające genotyp wirusa, aby odpowiednio dobrać metodę leczenia. Ale wtedy zaczęły się schody. Kobieta oczekiwała, że biorąc pod uwagę, jak poważnie uszkodzona jest już jej wątroba, badanie zostanie przeprowadzone błyskawicznie. Dowiedziała się tymczasem, że testy zostaną wykonane dopiero 27 października. A dla niej liczy się każdy dzień.
Teraz pacjentka jest leczona ambulatoryjnie w przychodni hepatologicznej. Ma zaleconą dietę. Obawia się najgorszego, że nie zostanie zakwalifikowana do leczenia. Lekarze co prawda uspokajają, że nie powinno być z tym problemu, ale sytuacja jest o tyle dramatyczna, że nawet jeśli pani Jadwiga zostanie zakwalifikowania do leczenia interferonem, to w tym roku raczej nie ma szans na rozpoczęcie terapii. Nie ma też gwarancji, iż stanie się to nawet w przyszłym roku. Wszystko przez to, że takie leczenie jest reglamentowane i trzeba czekać w kolejce. Jeśli chora kobieta nie trafi szybko na początek kolejki, będzie musiała też powtarzać drogie badania kwalifikujące, bo są one ważne tylko pół roku. Trudno nie ocenić tego inaczej, jak marnowanie publicznych pieniędzy przeznaczonych na ochronę zdrowia.
Po długim oczekiwaniu na rozpoczęcie terapii może się okazać, że dla pacjentki i tak będzie już za późno - dojdzie do marskości wątroby. - A gdy konieczny okaże się przeszczep, wówczas pojawi się kolejny problem z szukaniem dawcy, na którego czeka się latami, a wiele osób umiera. Ja też się boję, że prędzej umrę, niż doczekam się na leczenie - mówi z goryczą pani Jadwiga.
- Mam pretensje do państwa i do systemu lecznictwa, bo zawodzi na całej linii. Pracuję blisko 40 lat, płacę składki ubezpieczeniowe, podatki i nie mam możliwości leczenia się. Jak ja mam dalej żyć, skąd mam mieć motywację do wyzdrowienia, skoro mi się jej nie daje? - pyta pacjentka.
Doktor n. med. Elżbieta Kasprowicz, kierownik sekcji programów terapeutycznych wydziału gospodarki lekami w Kujawsko-Pomorskim Oddziale Wojewódzkim NFZ w Bydgoszczy, podkreśla, że przyczyną długiego oczekiwania na wdrożenie leczenia interferonem są ograniczone możliwości Wojewódzkiego Szpitala Obserwacyjno-Zakaźnego w Toruniu, który w przypadku programów leczenia WZW ma niewielkie nadwykonanie. Wobec powyższego szpital się broni przed przyjmowaniem ponadlimitowych pacjentów. - W tym momencie placówce, która musi się zbilansować, nie wolno finansować leczenia ze swoich środków. Jednak pacjenci ci śmiało mogą czekać z leczeniem, bo nie są to chorzy onkologicznie i nie muszą być natychmiast włączeni do leczenia interferonem. Nie jest to zatem życiowa konieczność. Ten, kto bezwzględnie potrzebuje, jest leczony, pozostali muszą, niestety, czekać - ocenia dr Kasprowicz. Przyznaje jednak, że potrzeby w zakresie leczenia interferonem są dużo większe niż możliwości, ale jak podkreśla, zwiększenie środków nie leży po stronie oddziału NFZ. - Otrzymujemy z góry określony na poziomie centrali plan, który następnie jest dzielony na poszczególne zakresy zgodnie z obowiązującymi nas ustawami i formalnymi wytycznymi - wyjaśnia.
Zapalenie wątroby typu C nazywane jest cichym zabójcą, ale tak naprawdę w polskich warunkach, gdy chorzy nie są leczeni z powodu biurokratycznych barier i limitów, choroba oznacza w gruncie rzeczy cichą eutanazję. Tym bardziej że schorzenie stanowi zagrożenie nie tylko dla osób zarażonych wirusem. W różnych środowiskach pojawiają się odmienne reakcje. - Jeżeli idę do lekarza, to muszę powiadomić, że jestem zarażona wirusem HCV. Reakcje bywają jednak różne, np. u stomatologa, gdzie często lekarze odmawiają leczenia w obawie o zarażenie innych pacjentów - mówi pani Jadwiga. To sprawia, że wielu chorych, obawiając się odmowy leczenia, ukrywa swoją chorobę. W ten sposób dochodzi do kolejnych zakażeń.
Parlamentarzyści z sejmowej Komisji Zdrowia przypominają, że jeszcze niedawno rząd Donalda Tuska chwalił się wprowadzeniem pełnego programu leczenia interferonem. Chorzy nie mieli już długo czekać na rozpoczęcie terapii, ale okazało się to kolejną obietnicą bez pokrycia. A sprawa jest bardzo poważna, bo w Europie aż 60 proc. przypadków raka wątroby jest wywołanych właśnie wirusem HCV. Dlatego szef sejmowej Komisji Zdrowia Bolesław Piecha (PiS) zapowiada, że w przyszłym tygodniu zwróci się do Ministerstwa Zdrowia z interpelacją w sprawie leczenia interferonem. - To tym bardziej zasadne, że rząd Platformy Obywatelskiej wszem i wobec składał zapewnienia, że ten problem nie będzie dotyczył Polski. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że problem jest - mówi poseł. - Zapalenie wątroby typu C jest najczęściej efektem styku z placówkami ochrony zdrowia, dlatego moralnym obowiązkiem państwa jest pomagać tym ludziom za wszelką cenę - ocenia poseł Piecha.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2011-08-11
Autor: jc