Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tym razem jeszcze się udało

Treść

Z danych opublikowanych przez Główny Urząd Statystyczny wynika, że nasz dług publiczny w ubiegłym roku wyniósł 54,9 proc. produktu krajowego brutto. To oznacza, że bardzo niewiele zabrakło do przekroczenia 55-procentowego progu zadłużenia, co skutkowałoby zobowiązaniem rządu do dokonania cięć w budżecie na przyszły rok

Minister finansów Jacek Rostowski konsekwentnie zapewnia, że progu nie przekroczymy. Można mieć jednak coraz większe wątpliwości, że to jedynie zaklinanie rzeczywistości, liczenie na łut szczęścia albo zdanie się na kolejne udane próby zastosowania kreatywnej księgowości.
Czym po wyborach żyją w tej chwili media i czym karmią swoich konsumentów? Nawet nie wydarzeniami związanymi z formowaniem tego samego rządu, który rządził przez cztery lata. Z czołówek nie schodzą informacje dotyczące przede wszystkim partii znajdujących się w opozycji. W żadnym "szanującym się" programie informacyjnym nie może zabraknąć pytań: co dalej z Sojuszem Lewicy Demokratycznej i czy Zbigniew Ziobro obali Jarosława Kaczyńskiego. A w sprawie postulatów partii, która zdobyła ledwie 10 proc. i sama de facto nic nie jest w stanie zrobić, uczyniono wręcz debatę narodową o obecności krzyża w obiektach publicznych i legalizacji marihuany. Niemal niezauważenie, praktycznie poza powtórzeniem doniesień agencyjnych, pozostała podana w piątek przez Główny Urząd Statystyczny informacja o stanie naszego zadłużenia. Relacja naszego długu publicznego w stosunku do produktu krajowego brutto wzrosła z 50,9 proc. w roku 2009 do 54,9 proc. w roku 2010. To tylko o krok od przekroczenia ostrożnościowego progu 55 proc., co zmusiłoby rząd do podjęcia drastycznych cięć w wydatkach budżetowych na przyszły rok. Przekroczenie progu 55 proc. oznacza, że rząd byłby m.in. zobowiązany, aby budżet państwa na kolejny rok uchwalić bez deficytu budżetowego lub przyjąć taki poziom różnicy dochodów i wydatków budżetu państwa, który zapewnia, że relacja długu Skarbu Państwa do produktu krajowego się obniży. Niemożliwe byłoby także podwyższenie płac pracowników sfery budżetowej, a renty i emerytury nie mogłyby zostać zwaloryzowane ponad inflację. Obowiązywałby również m.in. zakaz udzielania pożyczek i kredytów z budżetu państwa. Jacek Rostowski konsekwentnie zapewniał i uspokajał, że tego progu ostrożnościowego nie przekroczymy, a w kolejnych latach relacja długu do PKB ma spadać. W projekcie przyszłorocznego budżetu państwa, który nowy-stary rząd Donalda Tuska będzie musiał zgodnie z procedurami przyjąć od nowa, założono, że ta relacja wyniesie w 2011 roku - maksymalnie 53,8 procent. Jak wynika jednak z podanych przez GUS informacji o 54,9-proc. stosunku długu do PKB, w łeb wzięły dotychczasowe wyliczenia ministra Rostowskiego, który prognozował tę relację na korzystniejszym poziomie: 52,7- 52,9 procent.
Warto przy tym spojrzeć na to, jak za czasów rządów Platformy Obywatelskiej wyglądał stan zadłużenia. Na koniec 2007 roku - czyli roku przejęcia steru rządów przez Donalda Tuska - dług sektora instytucji rządowych i samorządowych, według Głównego Urzędu Statystycznego, wynosił 529 mld 37 mln zł, w 2008 r. było to 600 mld 829 mln zł, w 2009 r. już 684 mld 73 mln zł, a z opublikowanych przez GUS w piątek danych wynika, że na koniec zeszłego, 2010 r. dług ten wzrósł do 776 mld 816 mln złotych. Oznacza to, że tylko trzech lat rządów w polskiej gospodarce potrzebowali Donald Tusk i Jacek Rostowski, by ten dług zwiększyć niespełna o połowę w stosunku do tego, co zastali. W tym czasie dług sektora instytucji rządowych i samorządowych wzrósł o 247,4 mld, czyli o 46,7 procent.
Artur Kowalski

Nasz Dziennik Wtorek, 25 października 2011, Nr 249 (4180)

Autor: au