Szykują się na Tuska
Treść
Przede wszystkim prawdy o katastrofie z 10 kwietnia 2010 r., w której  zginął prezydent Lech Kaczyński razem z 95 innymi osobami, domagali się  wczoraj uczestnicy manifestacji zorganizowanej na Krakowskim  Przedmieściu. "Jesteśmy smoleńskim pomnikiem", "POwoli żegnamy paradę  oszustów i kłamców kreowanych przez TVN-owską szczekaczkę", "Tusk -  uczestnik zbrodni na polskim prezydencie", "Smoleńsk. Polacy chcą  wiedzieć", "Tusk, prawda przyjdzie po ciebie" - to tylko niektóre z  transparentów rozstawionych w miejscu, gdzie dwa lata temu Polacy  składali hołd ofiarom tragedii. Uczestnicy kilkutysięcznej manifestacji  mówili wprost o odpowiedzialności rządu Donalda Tuska za zaniedbania w  ślimaczącym się śledztwie, które do tej pory nie doprowadziło do  wykrycia faktycznych przyczyn upadku rządowego samolotu Tu-154M.  Oberwało się też dziennikarzom m.in. TVP za sposób relacjonowania  poniedziałkowej manifestacji przed ambasadą rosyjską w Warszawie, w  której uczestniczyło około 2 tys. osób z wielu stron Polski. - Po co to  filmujecie, jak potem kłamiecie. Wczoraj mówiliście, że było 300 osób  pod ambasadą. Kłamcy. Jedźcie na Powązki Wojskowe - słychać było w  tłumie.
Uczestnicy manifestacji wyrażali głęboką dezaprobatę dla  indolencji organów państwa polskiego, które nie były w stanie bądź nie  chciały uczciwie podejść do kwestii wyjaśnienia okoliczności katastrofy  samolotu, którym prezydent Kaczyński leciał do Smoleńska, by oddać hołd  zamordowanym w 1940 r. w Katyniu polskim oficerom. - Dziwię się naszym  władzom, które nie chcą szukać prawdy - mówi w rozmowie z "Naszym  Dziennikiem" Tadeusz Dębek, były nauczyciel. Mężczyzna jest przekonany,  że władza boi się prawdy, bo kłuje w oczy. - Gdyby powołano komisję  międzynarodową, już dawno wiedzielibyśmy, czarno na białym, kim był  sprawca tej tragedii. Skoro rząd polski boi się powołać międzynarodową  komisję, też jest współwinny katastrofy - podsumowuje.
Uroczystości  rozpoczęły się o godz. 8.00 rano Mszą św. w kościele Wniebowzięcia  Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa Oblubieńca. Później jej  uczestnicy, m.in. Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości,  Marek Kuchciński, wicemarszałek Sejmu, Maciej Łopiński, minister w  Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, i Mariusz Błaszczak, złożyli  wieńce przed Pałacem Prezydenckim. Ze specjalnie ustawionej sceny  odczytano apel poległych, nazwiska wszystkich 96 osób, które zginęły dwa  lata temu pod Smoleńskiem. W modlitwie o. ppor. Zdzisław Tokarczyk  (kapucyn) zaznaczył, że "prawdy zabić nie można". - Tak jak chciano  zabić i zafałszować prawdę o zmartwychwstaniu Jezusa, dzisiaj podobnie  ma się prawda o katastrofie smoleńskiej - powiedział zakonnik.
Ludzie, którzy przyszli wczoraj na Krakowskie Przedmieście, nie kryli  wzruszenia. Mieczysław Pikała, mieszkaniec Warszawy, przyznaje, że 10  kwietnia jest dla niego ogromnym przeżyciem i wspomnieniem. - Bardzo się  wzruszyłem. Byłem na Mszy św., a teraz tutaj, przed Pałacem  Prezydenckim, nie mogę już stać, bo każde słowo przypomina mi tę  tragedię - mówi. Mężczyzna solidaryzuje się ze słowami o. Tokarczyka,  zaznaczając, że obecne władze robią wszystko, by Polacy zapomnieli o tej  tragedii i zacierają jej ślady. Wskazuje m.in. na Hannę  Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy, która utrudniała zorganizowanie  manifestacji na Krakowskim Przedmieściu. - Cieszę się, że w końcu  pozwolono na zbudowanie tej sceny - zaznacza. - Przyjechaliśmy z  delegacją 50 górników. Nasz przyjazd w drugą rocznicę katastrofy wynika z  potrzeby serca. Nie wiemy faktycznie, co się wtedy wydarzyło - mówi  inż. Wacław Horodecki, były pracownik Zakładów Górniczych Lubin. -  Wątpliwości jest coraz więcej. To jest zdradziecki rząd, który nie chce  tej prawdy Narodowi pokazać. Te hasła, które tutaj padają, są jak  najbardziej usprawiedliwione - ocenia napisy na transparentach  Horodecki.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik Środa, 11 kwietnia 2012, Nr 85 (4320)
Autor: au