Różne standardy działań
Treść
Nasz rząd cały czas utrzymuje, że akcja ratownicza w Smoleńsku po katastrofie samolotu Tu-154M z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie została przeprowadzona przez Rosjan prawidłowo i bardzo sprawnie. Ale wystarczy te działania porównać z akcją ratowniczą po niedzielnym wypadku polskiego autokaru w Niemczech, aby się przekonać, jak takie działania powinny wyglądać. A przecież trudno jest nawet porównywać znaczenie i skutki obu katastrof.
Do wypadku z udziałem polskiego autokaru doszło w niedzielę około godziny 10.30 na autostradzie A10 pomiędzy Rangsdorf i Schönefeld w Niemczech. W autokarze podróżowało 49 osób. W wypadku zginęło 13 osób, a 29 zostało rannych. W akcję ratowniczą zaangażowanych zostało 300 osób i sześć helikopterów medycznych. Dla poszkodowanych w wypadku zostały przygotowane specjalne namioty, gdzie byli opatrywani. Ofiary śmiertelne zostały sprawnie przetransportowane do zakładu medycyny sądowej. Pomoc nadeszła szybko - jak relacjonują świadkowie - może 10 minut po tym, jak kierowcy i pilot zadzwonili na policję i pogotowie.
Tuż po tragedii z inicjatywy kanclerz Angeli Merkel odbyła się rozmowa telefoniczna z Donaldem Tuskiem. Po południu trwały już przygotowania do wyjazdu premiera do Niemiec. Szef polskiego rządu ok. godz. 19.00 wraz z minister Ewą Kopacz odwiedzili rannych. Premier spotkał się też z kanclerz Merkel. O losach ofiar wypadku informował Radosław Sikorski, szef MSZ. Wczoraj kończono prace związane z procedurą identyfikacji ciał zmarłych - musieli je jeszcze rozpoznać bliscy, którzy wczoraj udali się do Niemiec specjalnie przygotowanymi autobusami. Okoliczności wypadku badają niemiecka prokuratura oraz prokuratura w Stargardzie Szczecińskim. Jeszcze w niedzielę zabezpieczono dokumentację firmy przewozowej, a jej właściciel udał się na miejsce wypadku. Pojechało tam ponadto sześciu polskich specjalistów dochodzeniowo-śledczych, ośmiu policjantów z komendy wojewódzkiej w Szczecinie, udał się tam także prokurator. Polskie śledztwo będzie opierać się w głównej mierze na ustaleniach niemieckich, m.in. dokumentacji z miejsca zdarzenia oraz badaniach eksperckich. W tym celu wraki autokaru i samochodu osobowego, które brały udział w wypadku, zostały już zabezpieczone i czekają na biegłych. Niemieckie służby wstępnie założyły, że wypadek spowodowała kobieta kierująca samochodem osobowym, który wpadł w poślizg, uderzył w autobus, który następnie uderzył w filar wiaduktu.
Rosyjskie standardy
Jak natomiast postępował polski rząd i jak działały rosyjskie służby niespełna pół roku temu, gdy wydarzyła się tragedia na dużo większą skalę, gdy zginęli: prezydent, najważniejsi dowódcy wojskowi i wysocy funkcjonariusze państwowi? Przypomnijmy. Tu-154M rozbił się w sobotę, 10 kwietnia 2010 roku. Pierwsze informacje o rozmiarach tragedii media przekazywały ok. godz. 9.30. Pojawiły się jednak rozbieżne dane na temat czasu katastrofy, a co za tym idzie - reakcji służb ratowniczych (godzinę wypadku - wcześniejszą niż oficjalnie podały na początku służby rosyjskie - ustalono dopiero pod dużym naciskiem mediów). Przed godziną 11.00 wiadomo było na pewno, że zginał prezydent Lech Kaczyński. W południe na miejscu katastrofy pracowało 134 ratowników i 50 sztuk różnego rodzaju sprzętu. W akcji uczestniczyły grupy operacyjne FSB, milicji i służb ratowniczych ze Smoleńska. Dodatkowo z Moskwy wysłane zostały dwa śmigłowce ze specjalistami medycyny sądowej. W tym czasie Donald Tusk odbył rozmowy z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem i premierem Władimirem Putinem. O 17.30 premier udał się do Smoleńska, na miejsce dotarł około godz. 21. Dla premierów przygotowano specjalny namiot. W tym czasie ciało Lecha Kaczyńskiego leżało na ziemi na wyłożonych folią noszach.
W Smoleńsku pracowało łącznie czterech polskich prokuratorów wojskowych, pięciu funkcjonariuszy Żandarmerii Wojskowej i trzech funkcjonariuszy ABW. Ta liczba nie wystarczała, by zapewnić nam udział we wszystkich najważniejszych czynnościach na miejscu zdarzenia. W dniu tragedii nie słyszeliśmy ministra Sikorskiego, w imieniu MSZ wypowiadał się jego rzecznik. Także minister zdrowia Ewa Kopacz do Rosji udała się dopiero dzień po katastrofie. Miała nadzorować przebieg sekcji zwłok, ale jak się później okazało, takich działań nie podejmowała. Rodzinom zaś radzono, by z uwagi na stan ciał zrezygnowały z wyjazdu do Rosji. Postępowanie w sprawie katastrofy prowadzą Międzypaństwowy Komitet Lotniczy i rosyjska prokuratura, które są gospodarzami śledztwa. To z owoców ich pracy korzystać będzie Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego oraz Okręgowa Prokuratura Wojskowa w Warszawie. Do tej pory nie udało się jednak pozyskać z Rosji kluczowej dokumentacji ani odzyskać wraku samolotu. Co więcej - nie udało się nawet doprowadzić do zabezpieczenia jego szczątków. Rosjanie tuż po wypadku uznali, że samolot do końca był sprawny, i sugerowali, że polscy piloci podjęli ryzyko lądowania mimo złych warunków pogodowych.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2010-09-28
Autor: jc