Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Roszady, ale niżej

Treść

Politycy oficjalnie zaprzeczają, aby doszło do starcia pomiędzy frakcją związaną z dawnym Porozumieniem Centrum a "ziobrystami". Jakieś roszady personalne na pewno jednak się szykują, bo w ciągu najbliższych dwóch miesięcy odbędą się wybory szefów okręgów PiS. Na początku listopada ma zebrać się Rada Polityczna, która zajmie się m.in. podsumowaniem kampanii wyborczej i wyniku wyborów. Nie jest wykluczone, że Rada dokona zmian w kierownictwie partii, bo ma wskazać wiceprezesów PiS, przewodniczącego Komitetu Wykonawczego, skarbnika oraz członków Komitetu Politycznego. To normalna procedura wyborcza zapisana w statucie partii. Jak bumerang wraca w tym kontekście temat ustąpienia Jarosława Kaczyńskiego z funkcji prezesa partii, co jednak wydaje się fikcją.

Doktor Marcin Zarzecki, socjolog polityki, uważa, że wprawdzie teoretycznie PiS bez Jarosława Kaczyńskiego mogłoby dalej funkcjonować, pytanie tylko, kto miałby go zastąpić. Bo na pewno nie były minister sprawiedliwości, wymieniany uporczywie przez niektóre media jako kontrkandydat. - Nie jest prawdą, że stabilny elektorat Prawa i Sprawiedliwości widzi tylko prezesa Kaczyńskiego. Taki obraz mamy w mediach. Sądzę, że nie ma dzisiaj potrzeby, aby następowała zmiana lidera - ocenia Zarzecki.

Duże ambicje to za mało
Sam Kaczyński podkreślał tuż po wyborach, że choć nie zamierza ustępować, to los jego prezesury zależy od decyzji partyjnych kolegów. W związku z tą deklaracją na nowo w mediach wypłynęła kwestia konfrontacji frakcji walczących w PiS o władzę. Chodzi o obóz byłych członków Porozumienia Centrum i grupę polityków skupionych wokół Zbigniewa Ziobry. Pojawiają się nawet głosy, że Ziobro zamierza przejąć władzę w partii, a jak mu się to nie uda, założyć własne ugrupowanie. W samym PiS mało kto jednak w to wierzy, bo jeśli nawet Ziobro ma ambicje, to brakuje mu charyzmy. Dlatego nawet jego zwolennicy twierdzą, że nieprędko "wejdzie on w buty Jarosława Kaczyńskiego".
Czy konfrontacja ścierających się frakcji jest więc tylko kolejną wydmuszką medialną? - Wygląda na to, że jest zapotrzebowanie na szukanie dziury w całym, jeśli chodzi o Prawo i Sprawiedliwość. Przyjrzyjmy się pozostałym partiom, by zobaczyć, jak nadmuchana medialnie jest sprawa rzekomego konfliktu w PiS. W PO widzimy bardzo poważne spięcie na linii Tusk - Schetyna. Gdy popatrzymy na SLD po ostatniej sromotnej klęsce wyborczej, tam również toczy się poważna walka o władzę. W PiS nie ma takich konfliktów, na jakich bardzo zależy naszym politycznym przeciwnikom. Tworzy się wokół nas taką atmosferę, że oto właśnie w Prawie i Sprawiedliwości dzieje się coś poważnego, zagrażającego stabilności partii. A to nieprawda - komentuje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Mariusz Błaszczak, szef klubu parlamentarnego PiS. Jak dodaje, politycy PiS analizują zarówno wynik wyborów, jak i kampanię wyborczą i wyciągają konkretne wnioski. - Natomiast dalecy jesteśmy od jakichkolwiek rozliczeń. Trzydziestoprocentowe poparcie, ponad 4 miliony głosów nie świadczą o porażce Prawa i Sprawiedliwości. Przy obecnym układzie medialnym, w takich okolicznościach, nasz wynik nie jest porażką. To, co dziś podgrzewają mainstreamowe media, to są po prostu wymysły tych osób i środowisk, które są nam nieprzychylne. Każda partia polityczna powinna stanowić miejsce, w którym prowadzone są dyskusje i to jest oczywiste, również w naszych strukturach one się toczą - stwierdził Mariusz Błaszczak, mający należeć do frakcji bliższej Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Bez powtórki z PJN
W podobnym tonie wypowiada się Arkadiusz Mularczyk, uważany z kolei za członka frakcji "ziobrystów". - Zaprzeczam, jakoby wewnątrz PiS istniał jakikolwiek konflikt grożący poważnymi reperkusjami i rozłamem. Mamy do czynienia po prostu z dyskusją wewnątrz partii, co jest rzeczą naturalną. Również w kontekście personalnym. To jest temat wywołany anonimowymi informacjami - mówi Mularczyk. - Chęć rzeczowej dyskusji wewnątrz partii nie jest tożsama z konfliktem, na którym bardzo zależy mediom nieżyczliwym Prawu i Sprawiedliwości - podkreśla poseł Mularczyk.
Według Marcina Zarzeckiego, jeśli mamy do czynienia z partią, która nie jest prowadzona autorytarnie, trudno spodziewać się, że będzie ona monolitem, że będzie obowiązywała w niej tylko jedna wizja strategii i przyszłości partii. - Wydaje mi się, że trudno byłoby znaleźć ugrupowanie, w którym nie toczą się żadne dyskusje i nie ma żadnych, nawet drobnych spięć. Musimy mieć do czynienia z dyskursem wewnątrz partii, bo jest to niewątpliwie oznaka, że partia żyje, dynamizuje się. Każda debata wiąże się z rozwojem, jeśli oczywiście nie prowadzi ona do realnej walki o stanowiska czy do stworzenia własnej partii. Konsolidacja a ścisła i radykalna dyscyplina to nie są dwie takie same sprawy - mówi Zarzecki. - Wydaje mi się, że to media na siłę szukają poważnego konfliktu na linii "ziobryści" - dawne PC. Sama dyskusja jest bardziej życzeniowa i opiera się na szukaniu ofiar - dodaje.
Zdaniem dr. Zarzeckiego, możemy się oczywiście spodziewać, że powyborczy czas będzie czasem roszad kadrowych, ale nie na najwyższym szczeblu. - Nie wydaje mi się jednak, by objęły one Jarosława Kaczyńskiego. Nie wierzę również w analogię, która buduje się obecnie wokół frakcji Zbigniewa Ziobry, jakoby była ona drugim PJN. Stabilny elektorat Prawa i Sprawiedliwości oczekuje merytorycznej dyskusji wewnątrz, a nie kolejnych rozłamów. Poza tym bardzo słaby wynik PJN powinien być przestrogą dla wszystkich polityków, którzy szykują wewnątrzpartyjne rewolucje - podkreśla ekspert.
Paulina Gajkowska

Nasz Dziennik Wtorek, 18 października 2011, Nr 243 (4174)

Autor: au