Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prawie na kolanach

Treść

Wprawdzie prezydent Dmitrij Miedwiediew pozwala na "różne interpretacje raportu MAK", ale od strony technicznej sprawa katastrofy jest dla strony rosyjskiej zakończona. Pozostaje jeszcze ewentualne postawienie zarzutów przez rosyjską prokuraturę. Prezydent Bronisław Komorowski dowiódł wczoraj w Smoleńsku, że kontynuuje ugodowy kurs w relacjach z Rosją. Nieśmiało upomina się o oryginały czarnych skrzynek z rozbitego tupolewa i akceptuje usunięcie przez Rosjan polskiej tablicy przypominającej o "sowieckim ludobójstwie" w Katyniu.
- Nie czekając na rozwiązanie wszystkich spraw trudnych, staramy się iść razem do przodu mocno zdecydowanym krokiem, ku współpracy i pojednaniu polsko-rosyjskiemu - to nie fragment przemówienia Wojciecha Jaruzelskiego do Leonida Breżniewa, ale słowa podsumowujące wczorajsze rozmowy obecnej głowy państwa polskiego z rosyjskim prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem. Wczoraj obaj politycy gościli w Smoleńsku z okazji pierwszej rocznicy katastrofy Tu-154M oraz 71. rocznicy mordu na polskich oficerach w pobliskim Lesie Katyńskim. - Rozwiązywanie konkretnych problemów jest receptą na sukces - dodał Bronisław Komorowski. I to może stanowić ironiczne podsumowanie jego wizyty w Rosji. Bo jakie "konkretne problemy" są od roku rozwiązywane - nie wiadomo.
Jak wygląda ich rozwiązywanie przez stronę rosyjską, widzieliśmy choćby w sobotę, gdy władze tutejszego obwodu smoleńskiego po cichu usunęły z głazu upamiętniającego ofiary katastrofy tablicę pamiątkową ufundowaną przez rodziny ofiar skupione w Stowarzyszeniu Rodzin Katyń 2010. I to na kilka godzin przed wizytą małżonki prezydenta wraz z rodzinami. To nie kwestie proceduralne, ale treść tablicy była dla strony rosyjskiej nie do zaakceptowania. Chodzi oczywiście o termin "sowieckie ludobójstwo". Z tablicy zniknął także krzyż. Co na to polski prezydent?
- Ten rok obchodów katyńskich przyniósł ogromny postęp w przełamywaniu kłamstwa katyńskiego i budowaniu wspólnego spojrzenia na bolesne doświadczenia obu narodów - oświadczył Komorowski.
Wygląda więc na to, że ani raport MAK oskarżający polskich pilotów o spowodowanie katastrofy rządowego Tu-154M w Smoleńsku, zawierający również oskarżenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika o zmuszenie pilotów do lądowania w trudnych warunkach pogodowych, ani skandal sprzed kilku dni nie są w stanie zmusić Bronisława Komorowskiego do wyrażenia choćby dyskretnej publicznej wątpliwości co do obranej przed rokiem drogi. Przeciwnie: polski prezydent podkreślił wczoraj, że zgodnie z porozumieniem zawartym przez obie strony w Warszawie w grudniu ubiegłego roku zarówno forma, jak i treść tablic pamiątkowych, jakie zostaną tutaj w przyszłości zainstalowane, muszą zostać wspólnie uzgodnione. - Ma to szczególne znaczenie w kontekście wydarzeń ostatnich dni - dodał Komorowski.
Trudno więc interpretować to wystąpienie inaczej, niż jako oficjalne odcięcie się urzędu prezydenckiego od inicjatywy Stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010 i poparcia dla decyzji władz rosyjskich o usunięciu tablicy. Jest to o tyle zaskakujące, że w sobotę i niedzielę zarówno polskie MSZ, jak i większość czołowych polityków zdjęcie tablicy i ocenzurowanie jej treści odczytywała jako prowokację i skandal. Wczoraj obaj prezydenci objęli patronat nad inicjatywą upamiętnienia katastrofy w formie pomnika. W tej sprawie ma zostać rozpisany międzynarodowy konkurs.
Ale "rozwiązywanie konkretnych" problemów nie kończy się na warstwie symbolicznej. Jedną z najbardziej pilnych kwestii jest oczywiście wyjaśnienie przyczyn i przebiegu katastrofy smoleńskiej. Prezydent Miedwiediew przyznał, że dopiero zakończenie śledztw prokuratorskich powinno ostatecznie zamknąć tę sprawę. - MAK już zakończył swoje prace i można jego wyniki różnie interpretować. Jeśli chodzi o pewne konsekwencje prawno-karne, śledztwo trwa - dodał. Miedwiediew obiecał, że gdy zostanie zakończone, jego wyniki będą opublikowane. W związku z tym cała długa lista wątpliwości związanych z badaniem katastrofy została w Smoleńsku kompletnie przemilczana. Jedynym akcentem w tej sprawie jest wyrażone przez Komorowskiego oczekiwanie na przekazanie oryginałów nagrań z czarnych skrzynek.
Przed przybyciem prezydentów na miejsce katastrofy z kamienia, do którego Rosjanie przytwierdzili swoją tablicę, zniknęły wieńce przysłane w sobotę przez premiera Władimira Putina i samego Miedwiediewa. Pozostał tylko jeden - "od narodu". Prezydenci, tak jak się spodziewano, ominęli sporny kamień i złożyli swoje wieńce pod brzozą, przy której jest kilka fotografii ofiar, małe krzyżyki, nie ma zaś żadnego napisu. Na wstędze wieńca od prezydenta Rosji nie znalazł się żaden napis.
Trudno takie rozstrzygnięcie uznać za ostateczne, dlatego treść smoleńskiej tablicy, jaka znajdzie się w przyszłości w tym miejscu na planowanym pomniku, czeka na zapewne długie i trudne negocjacje. Własne wiązanki wraz ze swymi rosyjskimi odpowiednikami złożyli również ministrowie obrony narodowej, infrastruktury i szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Pobyt rosyjskiej głowy państwa był tak zorganizowany, by jak najbardziej odizolować rosyjskiego prezydenta od dziennikarzy, szczególnie tych z Polski. Oświadczenia zostały wygłoszone przez obu prezydentów w jednej z sal smoleńskiej biblioteki. Transmitowano je na telebimach w wydzielonym centrum prasowym. Ale możliwości zadania choćby jednego pytania nikomu nie dano. Co również ciekawe, Dmitrij Miedwiediew wylądował na smoleńskim lotnisku Siewiernyj około godz. 10.00. Wcześniej w tym samym miejscu o godz. 9.00 czasu polskiego wylądował inny samolot, z ekipą obsługującą jego poniedziałkową wizytę i spotkanie z Bronisławem Komorowskim. On z kolei na miejsce przybył z Moskwy w kolumnie samochodów. Wcześniej wylądował tam samolot z polską delegacją.
- Lądując w poniedziałek na lotnisku Siewiernyj, Dmitrij Miedwiediew pokazał, że wszelkie przesądy są mu obce - tak przylot prezydenta Federacji Rosyjskiej do Smoleńska skomentowała rosyjska telewizja NTV.
Pod tablicą czy pod brzozą
Ponad 220 krewnych ofiar zbrodni katyńskiej przybyło wczoraj do Smoleńska pociągiem specjalnym. Swoją wizytę rodziny rozpoczęły od miejsca katastrofy samolotu Tu-154M. Kiedy grupa przybyła na plac w pobliżu lotniska Siewiernyj, od razu większość uczestników pielgrzymki skierowała się do obelisku, na którym ciągle znajduje się umieszczona przez władze rosyjskie tablica, na której ocenzurowano istotne informacje .
Pani Anna z Warszawy, która w Katyniu straciła ojca, podchodzi do kamienia z aparatem fotograficznym. Drżącymi rękami robi zdjęcie napisu, który oburza tu prawie wszystkich. - To obrzydliwa prowokacja, nie wiem tylko czyja, kto na tym wygrywa. Na pewno wszyscy przegrywają - komentuje zachowanie Rosjan. Wśród obecnych trwa dyskusja, gdzie Bronisław Komorowski powinien złożyć swój wieniec. Ma do wyboru kamień z kontrowersyjnym napisem, stojący obok duży drewniany krzyż ustawiony przez Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010 oraz brzozę, w której tkwi fragment rozbitego samolotu. Delegacje rodzin katyńskich z całej Polski przy asyście honorowej żołnierzy Wojska Polskiego zapaliły znicze i złożyły wieńce przy drzewie. To samo radzą Bronisławowi Komorowskiemu. - Ta tablica to nie w porządku. Lepiej żeby prezydent złożył wieniec pod brzozą. Niech zdecyduje, pokaże, że my też coś mamy w sercach. Stało się tu nieszczęście, ale oni jechali do Katynia, nie w jakimś innym celu, i to trzeba upamiętnić - mówi Stanisław Sumski z Krakowa, którego 26-letniego stryja Sowieci rozstrzelali w Katyniu.
Następnie wszyscy udali się do innej brzozy. Tej, którą ścięło skrzydło tupolewa. W milczeniu i zadumie oglądali łąkę, przed rokiem spowitą gęstą mgłą, jar, znad którego przyleciał samolot z prezydentem. Wielu uczestników wyrażało oburzenie stanem lotniska i jego otoczenia, przypominającego wysypisko śmieci. Dziwili się, że samoloty latają tak blisko zabudowań mieszkalnych i hal fabrycznych.
Krok w przód, krok w tył
Z okolic Siewiernego uczestnicy pielgrzymki zostali przewiezieni do Smoleńska, skąd po krótkim zwiedzaniu miasta pojechali do Lasu Katyńskiego. Tam w godzinach popołudniowych miały miejsce główne uroczystości z udziałem prezydentów Polski i Rosji. W katyńskich po raz pierwszy wzięła udział głowa rosyjskiego państwa.
Można się oczywiście z tego cieszyć, bo obecność Dmitrija Miedwiediewa przyczyni się niewątpliwie do upowszechnienia w rosyjskim społeczeństwie wiedzy o zbrodni katyńskiej. Z drugiej strony, Katyń jest wciąż zadrą w stosunkach polsko-rosyjskich i świadomość prawdy o odpowiedzialności stalinowskiego reżimu powoli dociera do świadomości ludzi i polityków. Nawet sam prezydent wyrażał zdziwienie, że według 26 proc. Rosjan za Katyń odpowiadają Niemcy. Ślamazarnie przebiega proces odtajniania i przekazywania dokumentów dotyczących zbrodni. Nie sprzyja temu postawa obecnych władz Polski, które doceniają każdy pozytywny gest strony rosyjskiej, zaś oczywiste prowokacje przemilczają, tłumacząc się obawą przed zaszkodzeniem wzajemnym relacjom i specyfiką rosyjskiego społeczeństwa.
- Dla Rosjan prawda o Katyniu jest tak trudna, że nie da się dochodzić do niej inaczej niż na zasadzie krok w przód, krok w tył - mówi sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert. Sam jednak stoi na stanowisku ograniczenia polskich postulatów. Nie zgadza się na nazwanie zbrodni "katyńskim ludobójstwem", zajmując tym samym stanowisko odwrotne niż Instytut Pamięci Narodowej. - To zbrodnia wojenna z elementami ludobójstwa - twierdzi. Według Kunerta nie można mówić o ludobójstwie w pełnym sensie, gdyż obecność wśród ofiar członków mniejszości narodowych powoduje, że przyczyn mordów nie można łączyć z ich polskością.
Przypomnijmy, że Polski Cmentarz Wojenny w Katyniu otwarto 28 lipca 2000 roku, a jego urządzenie jest w dużej mierze zasługą poprzednika Kunerta, śp. Andrzeja Przewoźnika, jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej.
Piotr Falkowski,
Maciej Walaszczyk, Smoleńsk,
Katyń

Nasz Dziennik 2011-04-12

Autor: jc