Półmetek ekshumacji w Bykowni
Treść
Prace archeologiczno-ekshumacyjne w Bykowni są już na półmetku. Ekipie prof. Andrzeja Koli udało się wreszcie uzyskać wszelkie niezbędne pozwolenia strony ukraińskiej. Nie wiadomo, czy i kiedy znalezione przedmioty trafią do Polski, bo rozmowy na ten temat są trudne. Na razie znaleziska zostaną zdeponowane w Instytucie Archeologii Narodowej Akademii Nauk Ukrainy w Kijowie.
Pracę polskich archeologów w Bykowni utrudniały bariery biurokratyczne. W trakcie zaawansowanych już badań okazało się, że w odróżnieniu od Polski na Ukrainie oprócz zgody na prace archeologiczne wymagane jest odrębne pozwolenie na prace ekshumacyjne. Brak tego dokumentu, który był załatwiany na szczeblu ministerialnym, na kilka dni uniemożliwił prowadzenie prac i stawiał pod znakiem zapytania planowany na koniec czerwca termin zakończenia rekonesansu archeologicznego.
Nie tracąc czasu, archeolodzy zajmowali się oczyszczaniem zabytków, szczątków kostnych i prowadzeniem dokumentacji, a więc pracami przewidzianymi na końcową fazę pobytu na Ukrainie i po powrocie do Polski.
- Wszystko jest już unormowane i w tej chwili pracujemy bez jakichkolwiek napięć. Wszystko wskazuje na to, że z pracami zdążymy do końca czerwca - powiedział wczoraj "Naszemu Dziennikowi" prof. Andrzej Kola z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, który nadzoruje poszukiwania polskich archeologów w Bykowni.
W ramach rozpoczętych 4 maja br. prac archeologiczno-ekshumacyjnych w Bykowni zleconych przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa polscy archeolodzy mają do zbadania około 90 zbiorowych mogił, w tym groby polskich oficerów m.in. z tzw. ukraińskiej listy katyńskiej. - Skończyliśmy prace przy 45 zbiorowych grobach, w tym przy 10 polskich. Zatem mamy za sobą połowę zaplanowanych prac - powiedział prof. Andrzej Kola.
Archeolodzy niemal każdego dnia odkrywają nowe przedmioty, które należały do polskich żołnierzy. - Są to przedmioty pochodzenia polskiego, najczęściej fragmenty umundurowania, polskie guziki wojskowe z orzełkiem, polskie monety, grzebienie czy szczoteczki do zębów. Jak dotychczas nie natknęliśmy się na żadne nowe przedmioty, które identyfikowałyby konkretne osoby - dodaje prof. Kola.
Polskim archeologom udało się odnaleźć już ponad pół tysiąca różnych przedmiotów, ale tylko jeden, który pozwala na identyfikację konkretnej osoby z imienia i nazwiska. To identyfikator polskiego policjanta z Krakowa wydany w Warszawie. Wśród tzw. poloników jest także złota obrączka z wygrawerowaną datą ślubu - 1927 rok. Nie wiadomo, czy i kiedy znalezione przedmioty trafią do Polski, ponieważ rozmowy ze stroną ukraińską są trudne. Na razie zostaną one zdeponowane w Instytucie Archeologii Narodowej Akademii Nauk Ukrainy w Kijowie.
Odnosząc się do cytowanej przez niektóre media hipotezy emerytowanego pułkownika milicji sowieckiej Wiktora Siemenczenki, który mówi, że w Bykowni jest pochowanych więcej żołnierzy, niż się oficjalnie mówi, prof. Kola zaznacza: "My prowadzimy badania na cmentarzu NKWD. Wszystkie groby, jakie się tu znajdują, zostaną przez nas zbadane. Mogę powiedzieć, że w tym obszarze na pewno nie ma więcej grobów polskich. Natomiast jeżeli chodzi o to, co jest na zewnątrz, to trudno w tej chwili powiedzieć. Zresztą ten pan, o którym mowa, pojawił się u nas tylko jeden raz i więcej żadnej wiedzy o nim nie mamy".
Mord osób pogrzebanych w Bykowni został dokonany z rozkazu najwyższych władz ZSRS z 5 marca 1940 roku. Skutkiem tej decyzji było też ludobójstwo około 22 tys. Polaków zamordowanych strzałem w tył głowy m.in. w Katyniu, Charkowie i Twerze. W Bykowni pod Kijowem do lipca 1941 r. w lesie mieścił się tajny cmentarz NKWD, gdzie grzebano osoby rozstrzelane w kijowskich więzieniach. Łącznie spoczywa tam ok. 150 tys. ofiar komunizmu różnych narodowości, w tym ok. 3,5 tys. polskich ofiar zbrodni katyńskiej. Teren pracy polskich archeologów obejmuje ponad 5 hektarów. Na wiosnę przyszłego roku w Bykowni ma powstać czwarty - po Miednoje, Katyniu i Charkowie - cmentarz polskich ofiar zbrodni katyńskiej.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2011-05-31
Autor: jc