Pod szkłem pomniejszającym
Treść
Większość wczorajszych gazet, pisząc o Marszu w obronie  Telewizji Trwam, roztrząsała kwestie polityczne wywołane przez  wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry. O tym, dlaczego  zorganizowano 120-tysięczną manifestację, czyli o sprzeciwie wobec  dyskryminacji tej stacji było już niewiele. 
Nie  zawiodła, można powiedzieć, "Gazeta Wyborcza", która zawsze z uwagą  śledzi inicjatywy Radia Maryja i Telewizji Trwam. Wczorajsze wydanie  "GW" zawiera reportaż z sobotniego marszu, ale - tak jak większość  mediów - rażąco zaniża liczbę jego uczestników do 20 tysięcy. Gazeta,  opisując przygotowania do marszu i mobilizację jego uczestników m.in. za  pośrednictwem Radia Maryja, zauważa, że większość manifestantów  stanowili nie mieszkańcy Warszawy, ale "grupy ze Szczecina, z Lublina,  Koszalina. Stoczniowcy, delegacje "Solidarności" z całej Polski". Jednak  w relacji dziennikarze przywiązują wagę do haseł politycznych na  transparentach, jakie pojawiły się podczas marszu, a nie do sprawy, z  powodu której na ulice Warszawy wyszło ponad 120 tysięcy ludzi - czyli  odmowy Telewizji Trwam miejsca na naziemnym multipleksie cyfrowym.  Dlatego też sporo miejsca poświęcono wystąpieniom Jarosława Kaczyńskiego  i Zbigniewa Ziobry.
Tradycyjnie, jak przy okazji opisywania  pielgrzymek Radia Maryja czy innych spotkań organizowanych przez  słuchaczy, telewidzów i Ojców Redemptorystów, "Gazeta Wyborcza" wmawia  czytelnikom, że wśród uczestników manifestacji w obronie Telewizji Trwam  dominują ludzie starsi, co jest dużym nadużyciem. "Przeważają  najwierniejsi, średnia wieku 65 lat. Choć gdzieniegdzie spotykamy  młodych" - pisze gazeta. Wystarczyło jednak obejrzeć telewizyjne  relacje, aby się przekonać, że młodych ludzi było dużo, a nie, że można  ich było dostrzec tylko "gdzieniegdzie".
Bez zaskoczeń
"Wyborcza" tropi też na każdym takim spotkaniu rzekome wątki  antysemickie. I tym razem nie mogło zabraknąć ulubionego motywu, choć  ujętego marginalnie, bo widocznie dla tego tytułu stało się jasne, że na  "antysemickim paliwie" daleko nie zajedzie. Ciekawe, czy gdyby na  Czerskiej ktoś rozłożył "sfatygowane antysemickie broszury", to gazeta  wzięłaby za nie odpowiedzialność. Inna sprawa, że przeszkadzała nawet  książka Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie. Więcej uwagi "Wyborcza" poświęciła  tematowi katastrofy smoleńskiej.
"Rzeczpospolita" ogranicza się  jedynie do analizy wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego podczas marszu, w  którym m.in. wezwał on do powrotu członków Solidarnej Polski do PiS. I  reakcji Zbigniewa Ziobry na tę ofertę. Gazeta zastanawia się, czemu  miało służyć to wystąpienie, "o co gra Kaczyński". Wróży, w jakim  kierunku mogą pójść zmiany na prawej stronie sceny politycznej. Ale  czytelnicy nie dowiedzą się niczego o marszu - dlaczego został  zorganizowany, czego domagali się jego uczestnicy. Chodziło przecież o  sprawy tak ważne, jak wolność słowa, równe prawa dla obywateli, także  dla katolików, sprzeciw wobec dyskryminowania katolickiej telewizji.  Czytelnicy "Rzeczpospolitej" mogli przeżyć tym większy zawód, że przed  marszem na jej łamach znalazło się miejsce na szeroki materiał  poświęcony działaniom Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wobec  Telewizji Trwam, a w sobotę na stronach internetowych gazety też były  umieszczane informacje o marszu.
Na doczepkę
Również "Polska The Times" szeroko analizuje sytuację na prawicy, do  czego pretekstem były sobotnie wystąpienia Ziobry i Kaczyńskiego, tak  jakby w sobotę nie odbyła się w Warszawie jedna z największych  manifestacji w ostatnich kilkunastu latach, a na pewno największa  przeciwko próbie ograniczania działalności wolnych mediów, w tym  przypadku Telewizji Trwam. Co prawda w tekście dotyczącym PiS i  Solidarnej Polski można przeczytać kilka zdań o marszu, ale to tylko  "doczepka" do tekstu o sytuacji w polskiej prawicy i o szansach na  powrót Ziobry i jego ludzi do PiS.
Nasz Dziennik Wtorek, 24 kwietnia 2012, Nr 96 (4331)
Autor: au
