Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pochylnie czekają na kupca

Treść

Ministerstwo skarbu ogłosiło pięć przetargów na sprzedaż części majątku stoczni w Szczecinie. Mają się one odbyć 20 lipca, a kupcy zostaną wyłonieni w sierpniu. Czy inwestorzy kupią majątek i wznowią tu produkcję statków? Takiej gwarancji, niestety, nie ma.
Do sprzedaży wystawiono m.in. pochylnię Wulkan, pochylnię Odra oraz zlokalizowane w pobliżu niej grunty. Pozostałe pakiety dotyczące ruchomości szczecińskiego zakładu zostaną ogłoszone w prasie co najmniej dwa tygodnie przed rozpoczęciem lipcowych przetargów. Chodzi o majątek obrotowy stoczni Szczecin, projekty statków oraz aktywa finansowe w postaci udziałów w spółkach zależnych, w tym m.in. w spółce-córce Nord. Jeśli przetargi zakończą się sukcesem, to pieniądze z transakcji trafią od razu do wierzycieli (zobowiązania stoczni szacowane są na 1,2 mld zł). - Ten przetarg daje możliwość wznowienia produkcji statków w stoczni, bo sprzedawane są w nim wszystkie zasadnicze części stoczni. Jednak może się tak stać tylko pod warunkiem, że wszystkie kupi jeden inwestor, który będzie chciał produkować statki - powiedział nam Krzysztof Fidura, przewodniczący NSZZ "Solidarność" w szczecińskiej stoczni. - Jeżeli natomiast sprzedaż pójdzie w tym kierunku, że jeden z pakietów przetargu, np. prefabrykacja pochylni Wulkan, trafi w ręce firmy, która urządzi tam działalność zupełnie niezwiązaną z budową statków, to zostanie zburzony cały ciąg technologiczny - ostrzega Fidura.
Na przeprowadzenie kolejnych licytacji aktywów stoczni Gdynia i Szczecin, które nie znalazły w ubiegłym roku nabywców, zgodziła się pod koniec kwietnia br. Komisja Europejska. W 2009 r. sprzedano 9 z 19 pakietów majątku stoczni Szczecin: jedynie budynki i grunty, bez których wodowanie statków w stoczni jest cały czas możliwe. - Do tej pory nie udało się sprzedać żadnej części majątku, który jest potrzebny do produkcji statków. Dlatego też mamy jeszcze nadzieję, że znajdzie się inwestor, który kupi stocznię w całości i wznowi budowę statków. Wiemy oczywiście, że produkcja nie będzie możliwa w tak wielkim zakresie, jak była, ale realna w mniejszej skali - mówi Fidura.
Nadzieje dla stoczni widzi on konkretnie w pomyśle odbudowy spółki Stocznia Szczecińska Porta Holding SA, którą swoim nazwiskiem firmuje Krzysztof Piotrowski; jako prezes już raz wyprowadził zakład na prostą. - Na dzisiaj jest to jedyna szansa powrotu do produkcji statków w Szczecinie. Ale ten plan odbudowy stoczni obarczony jest przepychankami z syndykami, sędzią, komisarzem, a właściwie potrzebna jest tu jedynie wola polityczna, żeby pozwolić byłym prezesom odbudować stocznie - twierdzi Krzysztof Fidura. I podkreśla, że dużą pomoc w tych działaniach okazuje stoczniowcom ks. abp Andrzej Dzięga, metropolita szczecińsko-kamieński. - Ostatnie spotkanie mieliśmy z nim w środę. Arcybiskup objął swoim patronatem zorganizowany przez nas społeczny komitet ratowania stoczni - dodaje Fidura. Jego zdaniem, mamy już ostatni moment, aby w Szczecinie uratować przemysł okrętowy, bo majątek stoczni ulega stopniowej degradacji.
Adam Białous
Nasz Dziennik 2010-05-21

Autor: jc