Po co się tym zajmujecie?
Treść
Rustam jest jedną z niewielu osób, które widziały polski samolot tuż przed jego uderzeniem w ziemię, nieopodal lotniska Siewiernyj. W rozmowie z reporterami "Naszego Dziennika" tłumaczy, że słyszał ryk silników, ze względu na gęstą mgłę widział zaledwie zarys samolotu i błysk przy ogonie maszyny przypominający warkocz komety. Rankiem 10 kwietnia ub.r. stał przed budynkiem hotelu, dokładnie w miejscu, w którym mimo mlecznej mgły można było dostrzec zarys sylwetki samolotu lecącego nisko nad ziemią. To zaledwie 300 metrów od miejsca katastrofy.
W hotelu Nowyj szukamy człowieka, który każe na siebie mówić Rustam. Obsługa hotelu zmieszana nie chce mówić, czy mężczyzna w ogóle tu pracuje. W końcu trzy recepcjonistki stwierdziły, że Rustama nie ma. Oczywiście kłamały, czego nie potrafiły ukryć. Jak się okazało, jeden z pracowników technicznych, na którego natknęliśmy się przy wejściu, potwierdza, że Rustam pracuje, ale "został przeniesiony na inny obiekt". Wychodząc z hotelu, widzimy młodego mężczyznę malującego betonowe ogrodzenie odgradzające od głównej ulicy teren, który należy do hotelu. Gdy do niego podchodzimy, szybko orientuje się, kim jesteśmy i skąd przyjechaliśmy. - Jesteście Polakami - mówi zdecydowanie. Rustam jest jedną z niewielu osób, które widziały polski samolot tuż przed jego uderzeniem w ziemię, nieopodal lotniska. W rozmowie z reporterami "Naszego Dziennika" tłumaczy, że słyszał ryk silników, ze względu na gęstą mgłę widział zaledwie zarys samolotu i błysk przy ogonie maszyny przypominający warkocz komety. 10 kwietnia ub.r. rankiem stał przed budynkiem hotelu, dokładnie w miejscu, w którym mimo mlecznej mgły można było dostrzec zarys sylwetki samolotu lecącego nisko nad ziemią. To zaledwie 300 metrów od miejsca katastrofy.
- Tego dnia była taka sama mgła jak dzisiaj - mówi Rustam. I rzeczywiście, wczoraj do godz. 10.00 czasu lokalnego, dokładnie na obszarze lotniska i w jego okolicach, widzialność nie przekraczała 200 metrów, może nawet 100. - Wtedy było dokładnie tak samo. Niewiele widziałem, słyszałem przede wszystkim głośny huk silników i głuchy upadek - relacjonuje. Na pytanie, czy widział błysk, ucina rozmowę, tłumacząc, że wszystko opowiadał już rosyjskim prokuratorom oraz funkcjonariuszom służb.
- Byłem przesłuchiwany przez FSB i śledczych, tam wszystko jest - mówi. Nie chce jednak ujawnić nazwiska. - A w ogóle, to po co się tym zajmujecie. Przecież wiadomo, że jest to wina pilotów, którzy chcieli lądować we mgle i nie odlecieli na lotnisko zapasowe - dodaje. To świetnie pokazuje, jak bardzo w ciągu roku zmieniło się nastawienie do tej sprawy. Świadkowie, jeszcze kilka miesięcy temu chętnie dzielący się swoimi spostrzeżeniami, dziś unikają spotkań i pytań. Nie chcą nawet powtórzyć tego, o czym mówili kilka tygodni temu.
Maciej Walaszczyk, Smoleńsk
Zdjęcia Marek Borawski
Nasz Dziennik 2011-04-07
Autor: jc