Para na pół gwizdka
Treść
Spółka PKP Intercity zakupiła od konsorcjum, którego liderem jest włoski Alstom, dwadzieścia szybkich pociągów Pendolino. Umowa została podpisana wczoraj w Warszawie. Pociągi mają szybciej niż dotychczas pokonywać trasę Kraków - Katowice - Warszawa - Gdańsk, tyle że linie kolejowe, po których miałby jechać nowy tabor, są w ciągłych remontach. Posłowie z sejmowej Komisji Infrastruktury zwracają uwagę, że pierwotnie specyfikacja w przetargu przewidywała tzw. pudła uchylne. Jednak w ostatniej chwili odstąpiono od tego wymogu, a to pozwoli konkurencji zaskarżyć cały przetarg - ostrzegają posłowie.
Zdaniem spółki, nowe pociągi mają zapewnić pasażerom najwyższy standard podróży. - To skok do przodu dla polskiej kolei - uważa Janusz Malinowski, prezes PKP Intercity. Wartość kontraktu to 665 mln euro. Obejmuje on dostawę 20 pociągów mogących rozwijać prędkość do 250 kilometrów na godzinę, budowę zaplecza technicznego w Warszawie oraz koszty utrzymania technicznego pociągów przez siedemnaście lat.
- Cena jest bardzo atrakcyjna, na rynku europejskim nie znajdziemy tak atrakcyjnej ceny - przekonuje Malinowski. Kredyt z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, z którego będzie współfinansowany zakup, kolejarze będą spłacać przez piętnaście lat. Jak poinformował Malinowski, umowa nie obejmuje dostawy pociągów z tzw. wychylnym pudłem. Jest to technologia konstrukcji nadwozia pociągu, która umożliwia szybsze pokonywanie zakrętów. Malinowski wyjaśnił, że pozwoliłoby to pokonywać trasę Warszawa - Gdynia o 12 minut szybciej niż pociąg bez wychylnego nadwozia, trasę Warszawa - Kraków o 5 minut szybciej, a czas przejazdu między Warszawą a Katowicami byłby taki sam. Natomiast koszt zakupu takich pociągów i ich utrzymania byłby od 8 do 10 proc. wyższy. Zabezpieczeniem kredytu będzie umowa na długoletnie przewozy z Ministerstwem Infrastruktury, jeżeli zatwierdzi ją Komisja Europejska. W razie odmowy rząd ma zabezpieczyć kredyt gwarancjami Skarbu Państwa.
Według przedstawicieli władz spółki, nowymi pociągami pasażerowie będą mogli pokonać trasę Warszawa - Gdańsk w 2 godz. 30 min, trasę Warszawa - Kraków w 2 godz. 15 min, Warszawa - Katowice w 2 godz. 10 min, natomiast z Krakowa do Gdańska przejadą w 4 godz. 55 minut. Jednak żeby stało się to możliwe, kolejarze muszą skończyć remont linii E65 (na trasie Gdynia - Gdańsk - Warszawa), po której ma jeździć pendolino. Obecnie linia jest w trakcie wieloletniego remontu, w wielu miejscach obowiązują ograniczenia prędkości, miejscami ruch odbywa się nawet wahadłowo. Przedstawiciele prowadzącej remonty spółki PKP Polskie Linie Kolejowe zapewniają, że do 2014 r., kiedy pendolino mają wyjechać na tory, znaczna część remontów będzie już zakończona. Członek zarządu PKP PLK Marek Pawlik wyjaśniał, że remonty te są współfinansowane z funduszy europejskich, co wymusza na kolejarzach dyscyplinę w realizacji i rozliczaniu inwestycji.
- Pytanie, w jakim celu są dokonywane zakupy nowych składów zespolonych, jeśli one nie będą eksploatowane na liniach, na których byłaby osiągana prędkość 200 kilometrów na godzinę, tylko maksimum 160 kilometrów na godzinę - zauważa Jerzy Polaczek, minister transportu w rządach PiS. Jego zdaniem, kolej w Polsce jest zbiorem wielkich niewiadomych. - Wynika to z tego, że rząd nie wdrożył przepisów w zakresie bezpieczeństwa kolejowego (chodzi o automatyczne sterowanie ruchem) i interoperacyjności, co skutkuje tym, że wszystkie instalowane od połowy ubiegłego roku urządzenia kolejowe na modernizowanych odcinkach, a także tabor nie mają wydanych zgodnie z prawem certyfikatów zgodności - wyjaśnia Polaczek. Termin wdrożenia dwóch ważnych rozstrzygnięć europejskich dotyczących intereoperacyjności (telematyka w obsłudze ruchu pasażerskiego, utrzymanie zespołów trakcyjnych i lokomotyw) i bezpieczeństwa kolei minął w lipcu ubiegłego roku. - W związku z tym wnioski, jakie będą płynęły do Brukseli ze strony polskich linii kolejowych o refundację poniesionych wydatków, mogą spotkać się z zarzutem niezgodnego z prawem realizowania tych inwestycji bez wymaganych prawem certyfikatów. W Polsce nie ma ponadto jednostek notyfikowanych, które udzielają takich certyfikatów - stwierdza Polaczek. Jego zdaniem, pytaniem otwartym pozostaje, w jaki sposób został zbudowany model finansowy dla tego przedsięwzięcia. - Przy tych ograniczeniach dotyczących prędkości oraz faktu, że nie są to składy z tzw. wychylnym pudłem, pytaniem jest to, jaki jest sens modernizacji sieci kolejowych w taki sposób, by zachować maksymalne prędkości, czyli owe 160 kilometrów na godzinę, które rozwijają już obecne ekspresy. To rozwiązanie, które nazwałbym rozwiązaniem na pół gwizdka - ocenia Polaczek. Argumentację tę podtrzymuje Janusz Piechociński, zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Infrastruktury. - Te wagony miały służyć do obsługiwania najważniejszych z punktu widzenia ruchu międzynarodowego i ruchu krajowego odcinków na linii północ - południe i na osi wschód - zachód. Te szlaki niestety nie będą miały prędkości powyżej 160 kilometrów na godzinę, mimo że mamy już lokomotywy, które mogłyby taką prędkość rozwinąć. Linie te wymagają przebudowy. Nowy tabor jest niezbędny. Problem jednak polega na tym, że nie udało się skoordynować działań w zakresie jego zakupu z terminami oddania do użytku zmodernizowanych linii kolejowych. W perspektywie najbliższych pięciu lat nie będzie torów, na których na całej długości nowe pociągi będą mogły się rozpędzić do 200 kilometrów na godzinę - twierdzi poseł PSL. Piechociński przypomniał, że w pierwotnej specyfikacji warunków zamówienia kierownictwo PKP Intercity uwzględniło zakup taboru z tzw. wychylnym pudłem. Natomiast obecny zarząd to skorygował. - Pytanie tylko jest takie - czy w czasie gry można zmienić zasady? Pierwotnie specyfikacja w przetargu była na "pudła uchylne". Czy zmiana w tym zakresie za pięć dwunasta nie jest odstępstwem od uruchomionego procesu i czy ta umowa nie będzie skutecznie zaskarżona przez konkurentów na jednolitym rynku europejskim? - zauważa poseł PSL.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2011-05-31
Autor: jc