Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Palikot idzie na wojnę

Treść

Poseł Janusz Palikot, do niedawna wyuzdany harcownik Platformy Obywatelskiej, obecnie polski Żyrinowski, za którym stoi czterdziestoosobowy klub parlamentarny, znów idzie na wojnę z krzyżem. To, co dla SLD było niemiłe, dla niego jest nienawistne. W prowokacyjnych słowach zapowiada prowokacyjne działania. Mówiąc o potrzebie zachowania procedur formalnych, dąży do siłowej konfrontacji. Walkę z krzyżem, którą prowadził swoimi jaczejkami przed Pałacem Prezydenckim, chce teraz przenieść do sali posiedzeń Sejmu. Doskonale wie, że posłowie PiS nie będą bierni i milczący wobec zamachu na krzyż w sali obrad Sejmu. Ale jemu o to chodzi, bo żywi się awanturą, karmi anarchią. I o to chodzi Donaldowi Tuskowi, który chce rękami Palikota po raz kolejny uwikłać PiS w wojnę "ideologiczną", by po cichu uchwalić budżet na kolejny rok i odgrywać rolę "złotego środka" w polityce polskiej.

Mówiło się, że nazizm i komunizm to były systemy szatańskie, obydwa wymierzone w krzyż. W sali obrad Sejmu został on zawieszony po odzyskaniu przez Polskę suwerenności jako symbol przekreślenia dziedzictwa komunizmu. Symbolizuje także korzenie cywilizacyjne naszego państwa i Narodu. Palikot jawi się jako "kapłan" nowej, świeckiej antyreligii, za którą stoi szatan. I nie bójmy się tego otwarcie mówić, skoro wierzymy w Boga i szatana, w walkę zła z dobrem.

Zaczęło się przed Pałacem
Najpierw Palikot walczył z krzyżem i ludźmi broniącymi krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Wyrażał głośny sprzeciw wobec "zawłaszczania przestrzeni publicznej przez mieszaninę ksenofobii i nacjonalizmu pod płaszczykiem patriotyzmu". Gdy posłowie Prawa i Sprawiedliwości sprzeciwili się eksponowaniu przed Pałacem Prezydenckim przez zwolenników Palikota prowizorycznego krzyża z puszek po piwie "Lech", Palikot złożył wniosek do Komisji Etyki Poselskiej o ukaranie 8 posłów. W uzasadnieniu przewrotnie napisał, że posłowie ci "swoją postawą naruszyli przepisy kodeksu karnego, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej, jakim jest krzyż. Takie zachowanie nie licuje z powagą piastowanego urzędu posła, który powinien być reprezentantem Narodu, a nie anarchizujących grupek społecznych". Przy tej okazji na konferencji prasowej zażądał od prokuratury, by zajęła się obrońcami krzyży, którzy - jego zdaniem - "bezczeszczą symbol religii". Jak widzimy, najpierw zorganizował niesmaczny happening wymierzony w krzyż, a następnie wykorzystał prowokację do odwrócenia sytuacji i absurdalnych oskarżeń wysuwanych wobec posłów PiS, gdy to przecież on bezcześci krzyż, permanentnie obraża religijne uczucia wielu Polaków i reprezentuje "anarchizującą grupkę społeczną". Gdy krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego zniknął, Palikot nie ukrywał satysfakcji, a nawet radości. Wiedział, że swoimi prowokacjami, dążeniem wręcz do fizycznej konfrontacji, przyczynił się do takiej, a nie innej decyzji prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Teraz Palikot mówi, że jego zabiegi o zdjęcie krzyża w sali obrad Sejmu to konsekwencja decyzji prezydenta Komorowskiego, który kazał usunąć krzyż "smoleński" z Krakowskiego Przedmieścia. Inteligentnie używa tych samych argumentów, które wysuwali pracownicy Kancelarii Prezydenta, uzasadniając decyzję przeniesienia krzyża "smoleńskiego" z ulicy do kościoła. Powoływanie się na autorytet prezydenta RP jest bardzo wygodne dla Palikota, gdyż uwiarygodnia go i wobec marszałka Sejmu i wobec Polaków, którzy krzyż coraz częściej traktują jako zwyczajny przedmiot, który można swobodnie przenosić z miejsca na miejsce i którego obecność w przestrzeni publicznej jest niemożliwa. Szatan już zaciera ręce, ma pojętnego ucznia.

Młot Platformy
Dziś Palikot sili się na samodzielnego polityka, który chce coś znaczyć na scenie politycznej. Oczywiście jako lider swojego Ruchu jest samodzielny, ale jako osoba należąca do "salonu" i reprezentująca jedną z jego frakcji jest tylko elementem większej układanki ideologiczno-politycznej. Kontynuuje ten sam scenariusz, który realizował pod skrzydłami Platformy Obywatelskiej. Odgrywa rolę, która została mu przydzielona, a która jest rozpisana w scenariuszu obok ról innych osób. On jest tym skrajnym, bezwzględnym, bezkompromisowym młotem na katolików i wartości chrześcijańskie, ale także młotem na Prawo i Sprawiedliwość.
Gdy był w Platformie Obywatelskiej, wydawało się, że jego silna pozycja umożliwia mu uprawianie własnej polityki w ramach PO, nie do końca kontrolowanej przez jej kierownictwo. Gdy w swoich zagraniach przeginał, a jego prowokacja przekraczała granice przyzwoitości, co zagrażało wizerunkowi PO, oficjalnie był niekiedy ganiony - wówczas podkreślano, że to tylko Palikot, a nie cała Platforma Obywatelska. Ale w zaciszu gabinetu Tusk zapewne nieraz poklepywał go po plecach z zadowoleniem, gdyż Palikot robił świetną robotę - atakował bezceremonialnie Prawo i Sprawiedliwość. Był facetem od brudnej roboty.
Zbliżały się wybory, najpierw samorządowe, później parlamentarne. Mózgi PO kombinowały, jak uderzyć w opozycję, by zmniejszyć jej szanse na zwycięstwo. Najłatwiej obniżyć poparcie dla opozycji przez rozproszenie głosów, czyli przez stworzenie wiarygodnych alternatyw. Najpierw wypuszczono wabik na wyborców Prawa i Sprawiedliwości przez stworzenie partii Polska Jest Najważniejsza. Wiadomo, że rozłam w PiS dokonał się po konsultacjach przyszłych rozłamowców z politykami PO, w tym z Januszem Palikotem. Utworzono alternatywę, która miała przyciągnąć prawicowych wyborców niezadowolonych z radykalizmu i błędów liderów PiS. Ale eksperyment ten, choć zadziałał w wyborach samorządowych, znacząco osłabiając PiS, nie wytrzymał perspektywy czasu. Większość wyborców Prawa i Sprawiedliwości została wierna tej partii lub znów zaczęła ją popierać.
Gdy sondaże nie pozostawiały złudzeń, że PJN poniesie totalną katastrofę, i ta prowokacja polityczna się nie powiodła, wypuszczono kolejny wabik - tym razem na wyborców lewicy. Palikot, który już wcześniej paradował w koszulce z napisem "Jestem z SLD", dążąc do zdobycia sympatii wyborców tej partii, stworzył swój Ruch, który ma być alternatywą dla Sojuszu. Tutaj kierownictwo PO znalazło o wiele zdolniejszego gracza niż Joannę Kluzik-Rostkowską (przygarniętą na łono Platformy tuż przed katastrofą PJN), a wynik wyborczy Sojuszu pokazał, że Palikot nie zawiódł oczekiwań Tuska. Słabszy, gnuśny i wewnętrznie rozdarty Sojusz poniósł porażkę, z której może się już nie podnieść wobec alternatywy, jaką jest nowa lewica agresywnego i dynamicznego Palikota.
Obecnie rola tego ostatniego wchodzi w kolejną fazę. Gdy lewica jest rozłożona na łopatki i poniekąd uzależniona od Palikota, ten ostatni ma się zająć dalszą neutralizacją PiS i wciągnąć tę partię do ideologicznego sporu. I temu ma służyć zapowiedź lidera Ruchu, że wystąpi do marszałka Sejmu o usunięcie krzyża z sali obrad Sejmu, a gdy to nie poskutkuje, skieruje skargę do Trybunału Konstytucyjnego, aby ten rozstrzygnął, czy krzyż w Sejmie nie narusza idei świeckiego państwa zapisanej w Konstytucji RP.
Palikot wie, że posłowie PiS nie zostaną bierni wobec tej prowokacji. Doskonale zdaje sobie sprawę, że reakcja może być gwałtowna, a jeszcze bardziej rozdmuchana przez media, które będą wolały zająć się walką o krzyż w Sejmie, niż pracami nad budżetem i narastającym kryzysem w państwie. Politycy PO przewidują, że PiS-owski byk na pewno wystawi rogi, gdy zamachano mu przed oczami czerwoną płachtą Palikota. A gdy posłowie PiS wyrażą swój sprzeciw wobec żądań Palikota, PiS zostanie w mediach pokazane jako partia skrajna, kontrrewolucyjna, może nawet faszystowska, a na pewno pozostająca na usługach "czarnych sutann".
Marszałek Sejmu będzie zapewne przedłużał moment rozstrzygnięcia sporu, być może dozując emocje wyborcom lewicy i prawicy. A media zaczną kreować Platformę Obywatelską jako partię umiaru, "złotego środka" polityki polskiej. I nie jest wykluczone, że choć Schetyna, sam do katolicyzmu i Kościoła podchodzący sceptycznie, nie zdecyduje się na zdjęcie krzyża, ale poprze ideę rozstrzygnięcia sporu w Trybunale Konstytucyjnym. Taki scenariusz gwarantuje nam zdominowanie polityki polskiej walką o sejmowy krzyż przez najbliższe miesiące, tymczasem PO będzie spokojnie rządziła i zawłaszczała kolejne obszary państwa. Tusk już zaciera ręce, ma pojętnego ucznia.
Prawo i Sprawiedliwość w walce o krzyż w Sejmie musi zająć jednoznaczne stanowisko. Jednak ta sytuacja pokazuje, że aby nie wciągać całej partii w permanentny spór ideologiczny, bój o krzyż muszą podjąć ci posłowie, którzy jako swój postulat przyjęli walkę o krzyż w życiu publicznym. Pozostali zaś powinni zająć się sprawami gospodarczymi, budżetem i reformą finansów publicznych, szczególnie wobec zbliżającej się drugiej fali kryzysu. Muszą także, choć będzie to znacznie trudniejsze niż w mijającej kadencji Sejmu, patrzeć władzy na ręce, by nie rozkradała Polski.
Oznacza to, że w walce o wartości chrześcijańskie, które są obecnie zagrożone w Polsce jak nigdy przedtem, musi zostać wzmocniona i skonsolidowana w PiS frakcja konserwatywna. Skupiając prawicowych posłów, nie może ograniczyć się do werbalnej walki o krzyż w sali sejmowej, ale musi wychodzić z projektami ustaw, których celem będzie - wbrew Palikotowi - umocnienie chrześcijańskich wartości w Polsce. Jedną z pierwszych inicjatyw legislacyjnych tego środowiska powinna być inicjatywa złożenia poselskiego projektu ustawy całkowicie zakazującego zabijania dzieci poczętych. Niech PiS będzie jednoznaczne, ideowe i przez to wiarygodne dla tych Polaków, którzy sprzeciwiają się wizji świata Tusko-Palikota.
Dr Artur Górski poseł na Sejm RP

Nasz Dziennik Piątek, 14 października 2011, Nr 240 (4171)

Autor: au