Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pałacowa rozgrywka

Treść

Standardowo spotkaniu rodzin katastrofy smoleńskiej z premierem towarzyszy spotkanie z prezydentową. W ocenie członków rodzin, atmosfera panująca podczas nich jest diametralnie różna. Spotkania u Komorowskiej mają zneutralizować rzeczywiste napięcia, które ukazują się w pełni w trakcie rozmów z premierem.
W spotkaniach z Anną Komorowską biorą udział głównie osoby, które uczestniczyły w wyjeździe do Smoleńska zorganizowanym pod patronatem prezydentowej przez Ewę Komorowską - wdowę po wiceministrze obrony Stanisławie Komorowskim. Komorowska sama to przyznała, mówiąc dziennikarzom przed rozpoczęciem spotkania 10 listopada, że jest ono spotkaniem "popielgrzymkowym". Dodała jednak, że zaproszono na nie wszystkie rodziny ofiar, chociaż Beata Gosiewska, żona posła PiS, twierdziła, że zaproszenia nie dostała. Według naszych informacji na drugie spotkanie z prezydentową zaproszono wszystkich. Zrobiono to z dużą dbałością o to, by zaproszenie w formie listownej i e-mailowej dotarło do każdej rodziny. - Otrzymaliśmy zaproszenie przesłane nam za pośrednictwem Kancelarii Sejmu, drogą kurierską z pokwitowaniem odbioru - mówi Elżbieta Putra, wdowa po wicemarszałku Sejmu Krzysztofie Putrze. Zaproszenie ma bardzo bogatą formę i jest dużego formatu. - Uważam, że w dobie kryzysu, który dotyka również nasze państwo, nie jest właściwe, aby wysyłać tak kosztowne zaproszenia - zauważa Elżbieta Putra, która nie zamierza z niego skorzystać.
Pierwsze spotkanie z prezydentową nazwano "popielgrzymkowym", natomiast dla sobotniego znaleziono równie enigmatyczną nazwę, określając je jako "przedświąteczne". Z ikonografii użytej w zaproszeniu, trudno się domyślić o jakie święta chodzi, ponieważ nie ma tam właściwie żadnego symbolu związanego ze świętami Bożego Narodzenia.
Elżbieta Putra nie uczestniczy w spotkaniach z prezydentową, ponieważ w jej ocenie nie mają one większego sensu. - Nie chcę uczestniczyć w spotkaniach z panią prezydentową, ponieważ moim zdaniem są one zbyt kurtuazyjne. Podczas nich wszyscy sobie nawzajem dziękują, tylko właściwie nie wiadomo za co. Czemu te spotkania mają właściwie służyć? - pyta. - Ja naprawdę mam dużo poważnych obowiązków i nie mogę poświęcać mojego cennego czasu na to, żeby brać udział w tego rodzaju przedstawieniach - dodaje. Podobną opinię na ten temat ma ojciec Justyny Moniuszko, stewardesy z Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem. - Na te spotkania przychodzą głównie osoby, które do działań rządu w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy mają stosunek bardzo pozytywny. Podczas nich, przed kamerami, jedynie chwalą za te działania rządzących i dla nich wszystko jest super. Ja mam inną ocenę tej sytuacji i dlatego nie uczestniczę w tych spotkaniach - mówi Zdzisław Moniuszko.
Aż trudno uwierzyć, że daty obu spotkań są zbieżne jedynie ze względu na fakt, że skoro rodziny ofiar katastrofy spotykają się tego dnia z premierem i z tego tytułu są w Warszawie, to i przy okazji mogą się również spotkać z prezydentową. - Mam wrażenie, że te spotkania z pierwszą damą są specjalnie wyreżyserowane na potrzeby mediów. Aby można było pokazać, jak wspaniała atmosfera panuje między rodzinami ofiar a władzą - mówi Elżbieta Putra. Jej zdaniem, ta sztuczna, pełna euforii dla władzy atmosfera, jaka panuje podczas spotkań z Anną Komorowską, ma zneutralizować rzeczywiste napięcia, które ukazują się w pełni podczas rozmów z premierem. - Spotkania z premierem mają zupełnie inny ładunek emocjonalny. Tam czuje się to tarcie, ścieranie się racji prezentowanych przez rodziny ofiar katastrofy - które chcą się dowiedzieć, jak naprawdę było - z pewnym oporem przedstawicieli rządu, którzy niekoniecznie chcą o tym mówić - powiedziała nam Elżbieta Putra. - Przedstawiciele naszych rodzin są na tych spotkaniach głównie po to, by nakłonić rząd do podjęcia intensywniejszych działań w celu wyjaśnienia przyczyn katastrofy, i dlatego jest to autentyczne zderzenie prawdziwych, głębokich emocji rodzin ze "zderzakiem" przygotowanym przez rząd - dodaje.
Udział osób z rodzin ofiar katastrofy w spotkaniach z premierem jest dla nich ciężkim przeżyciem. Wskutek wspomnień, których nie da się tu uniknąć, otwierają się ledwo zabliźnione rany. Pomimo to chęć dociekania prawdy, dlaczego zginęli ich bliscy, jest silniejsza niż ból. - Moja córka Kasia, która brała udział w dwóch spotkaniach z premierem, chociaż nie jest osobą kierująca się w życiu emocjami, to po każdym z nich długo musiała dochodzić do siebie. Te spotkania to intensywne szarpanie nerwów. Jednak zarówno ona, jak i mój syn Sebastian, który weźmie udział w spotkaniu z premierem, również ja i moje wszystkie dzieci chcemy poznać prawdę, choćby dochodziło się do niej po cierniach - mówi pani Elżbieta.
Adam Białous
Nasz Dziennik 2010-12-13

Autor: jc