Opozycja maszerowała razem
Treść
W sobotniej manifestacji poparcia dla starań Telewizji Trwam o  przyznanie miejsca na naziemnym multipleksie cyfrowym szli politycy PiS  i Solidarnej Polski, Prawicy Rzeczypospolitej, Stowarzyszenia Solidarni  2010, klubów „Gazety Polskiej” i społecznego komitetu w obronie  Telewizji Trwam. Były organizacje pro-life, w tym Polska Federacja  Ruchów Obrony Życia. Kolumnę demonstrantów otwierali motocykliści Rajdu  Katyńskiego i stoczniowcy ze Stoczni Gdańskiej.
– Jestem  pod wrażeniem organizacji tego marszu. To, że tyle osób udało się  zmobilizować, to znak, że można to zrobić tylko pod sztandarem Krzyża. Z  politycznego punktu widzenia wybija to zupełnie argumenty z ręki  niektórych polityków, również pana Lecha Wałęsy, który sugerował, by  zastosować przemoc wobec osób, które chcą tylko wolnych mediów – ocenia w  rozmowie z „Naszym Dziennikiem” prof. Krystyna Pawłowicz, poseł PiS,  którą spotkaliśmy na marszu. – Wbrew temu, co mówiono wcześniej, nie był  to żaden pełzający pucz – mówi Pawłowicz, komentując list, z jakim  Wałęsa zwrócił się do rządu o „przygotowanie stosownych sił porządkowych  i gotowość do konkretnej (…) nawet do fizycznej konfrontacji!”.
„Mam  nadzieję, że nie będę musiał jeszcze raz organizować skutecznego  porządkującego działania. Mamy państwo – wolną Polskę! Byłem zawsze  gotów walczyć o wartości i dziś jestem gotów bronić naszych osiągnięć.  Szanujmy Polskę i jej instytucje!” – napisał były prezydent. – Każdy ma  przecież prawo ocenić tak, a nie inaczej sytuację kraju. Jeżeli on jest  takim demokratą, tak samo pan premier – to niech słuchają tych dwóch i  pół miliona głosów i dadzą koncesję Telewizji Trwam, niech słuchają tych  wszystkich ludzi i niech zarządzą referendum w sprawie emerytur! Dziś  Naród wyszedł na ulice i bardzo grzecznie powiedział, czego chce. Niech  rząd go wysłucha! – dodaje prof. Pawłowicz. 
Kiedy władza wyłącza telewizor
–  Celem marszu było zwrócenie uwagi na to, że władza nie jest od tego, by  decydować o tym, co Polacy chcą oglądać, a czego nie chcą. Władza ma  respektować rzeczywiste zapotrzebowanie dużej części społeczeństwa na  pełny dostęp do takich mediów jak Telewizja Trwam. Decyzje władzy  państwowej, czyli w tym wypadku KRRiT, są wobec tego podmiotu  dyskryminujące. Ten protest miał też szerszy wymiar. Dotyczy tego, że w  Polsce zanika wolność słowa, że zanika system tworzenia wolnych mediów.  My się z tym nie godzimy. Poza tym jest też kwestia coraz większych  ataków na tradycyjną pozycję Kościoła katolickiego w Polsce, ten marsz  był też wyrazem sprzeciwu wobec tego – komentuje z kolei Jarosław  Sellin, były członek KRRiT, dziś poseł PiS. – Bez wolnych mediów nie  będzie szans na realizację dobra wspólnego Narodu w polityce państwa –  mówi Marek Jurek, lider Prawicy Rzeczypospolitej, tłumacząc, że głos  Telewizji Trwam jest niezbędny, gdy rząd chce likwidować walutę  narodową, zgadza się na federalną Europę, obniża poziom nauczania w  szkołach czy zakres ochrony życia, nakłaniając aptekarzy do dystrybucji  środków wczesnoporonnych.
– Sądzę, że ta demonstracja bardzo wzmocni  presję społeczną na Krajową Radę. W najbliższym czasie okaże się, czy  dzisiejszy układ władzy chce tylko świadomie wywoływać konflikty – przez  odmowę wprowadzenia Telewizji Trwam na multipleks cyfrowy czy w sprawie  śledztwa po katastrofie smoleńskiej – czy też potrafi jeszcze wycofywać  się z błędów i reagować na głos opinii publicznej – zaznacza Jurek. –  Marsz ten pokazał, że jest siła w Narodzie – mówi z kolei Arkadiusz  Mularczyk, szef Klubu Parlamentarnego Solidarnej Polski.
Apele o jedność 
Marsz  trwał ponad trzy godziny. Kiedy jego uczestnicy przeszli spokojnie  Alejami Ujazdowskimi pod kancelarię premiera, przemówienie wygłosił  między innymi prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński.
–  Przyszliśmy tutaj, i to wszyscy wiemy, po to, żeby bronić Telewizji  Trwam, żeby nie zamykano jej drogi do polskich domów, ale chcemy także  bronić przyszłości Radia Maryja. Ci, którzy mówią prawdę, mają milczeć,  mają być uciszeni. Chodzi nam wszystkim o prawa polskich katolików, tych  prawdziwych, nie koniunkturalnych, tych, których próbuje spychać się na  margines, eliminować z normalnego życia publicznego. Mają być tymi  obywatelami drugiej kategorii. Chodzi nam także o prawdę, o tę prawdę  najważniejszą – prawdę Słowa Bożego, prawdę nauki Kościoła, ale także tę  prawdę, do której głoszenia nie wszyscy mają odwagę – nie wszystkim  staje odwagi – mówił Kaczyński. – Jest czas, który jest określany jako  czas marszów. Dziś uczestniczymy w największym. To są marsze, które mają  jasno określony cel – tym celem jest Polska: Polska niepodległa, Polska  demokratyczna, Polska prawa, Polska sprawiedliwa, Polska solidarna i  wreszcie Polska dumna. Idziemy w tym marszu i setkach innych marszów z  podniesionymi głowami, idziemy dumni, bo nie mamy się czego wstydzić.  Niech wstydzą się ci, których tutaj mamy, w tym gmachu, którzy podnoszą  rękę na polski Kościół, na demokrację, na wolność, na suwerenność.  Którzy wreszcie podnoszą rękę, co najlepiej pokazuje sprawa smoleńska,  na godność naszego Narodu, na godność każdego Polaka – akcentował,  kończąc swoje przemówienie apelem o jedność prawicy. – Jest jeszcze  jedna potrzeba tej chwili. To jest potrzeba jedności. Zwracam się do  wszystkich, zwracam się do Ciebie, Zbyszku. Zapomnijmy o tym, co było  złe, o co mamy pretensje. Idźmy razem. Wracajcie! To jedyna droga do  zwycięstwa, a to zwycięstwo jest naprawdę w zasięgu ręki. Musimy być  razem, musimy zwyciężyć! – mówił prezes PiS, zwracając się do lidera  Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Na apel nieco zaskoczony Ziobro  odpowiedział pod Belwederem. Kaczyńskiego już wtedy nie było. – Tutaj, w  tym miejscu, w Warszawie, połączyła nas wspólna sprawa. Jesteśmy  wspólnotą, jednością wokół wartości takich jak wolność, nasze wspólne  dziedzictwo i nasza zagrożona demokracja – mówił Ziobro. – Dziś obrona  Telewizji Trwam jest obroną polskiej wolności. Musimy pokazać, że łączą  nas wspólne ideały – dodał.
Miesiąc temu komitet polityczny PiS  wezwał byłych członków tej partii do powrotu. W dokumencie zatytułowanym  „W sprawie jedności prawicy” zwracano uwagę na to, że tylko zjednoczona  prawica może odzyskać władzę w kraju. 
Z sobotniej deklaracji  Solidarnej Polski wynika jednak, że o ile SP i PiS połączyła wspólna  sprawa – obrona Telewizji Trwam – to jednak partie pozostaną odrębne. –  Pan prezes zaczął nas wzywać do współpracy od chwili, gdy powstała  Solidarna Polska. Jesteśmy oczywiście gotowi do tego na wszystkich  płaszczyznach. Mamy wiele wspólnych poglądów na temat tego, co się  dzieje w naszym kraju. Chcę jednak zwrócić uwagę, że dotychczas PiS,  mimo wielu kataklizmów, które spadały na nasz kraj, przegrywało wybory.  Dlatego potrzebna jest druga formacja, która zmobilizuje tych, którzy  nie chodzą do wyborów, lub tych, którzy są zniechęceni rządami PO –  puentuje Mularczyk.
Zgoda buduje?
Solidarna  Polska zaapelowała wczoraj do prezydenta Bronisława Komorowskiego o  reakcję w sprawie odmowy Telewizji Trwam miejsca na multipleksie. Dziś  pismo zostanie złożone w prezydenckiej kancelarii. 
Zdaniem Zbigniewa  Ziobry, pominięcie Telewizji Trwam przy rozdzielaniu koncesji  przypomina aferę Rywina, kiedy „grupa trzymająca władzę” dzieliła między  siebie zakres kontroli nad mediami. Lider Solidarnej Polski zwrócił się  do prezydenta, nawiązując do jego hasła w wyborach prezydenckich w 2010  roku – „Zgoda buduje”. Przypomniał, że prezydent miał stać na straży  Konstytucji, która gwarantuje wolność i pluralizm mediów. – Zwróciłem  się do pana prezydenta, by nie umywał rąk w tej kwestii. Wiemy bowiem,  że to z jego ręki w KRRiT jest i pan Luft, i pan Dworak. Jeżeli pan  prezydent Komorowski chce być prezydentem wszystkich Polaków, powinien  zareagować na obecność na sobotnim marszu nieprzebranej rzeszy ludzi –  wskazuje Zbigniew Ziobro w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”. – Albo  „zgoda buduje” i Bronisław Komorowski włącza się do gry i sprawia, że  wolność słowa w Polsce i pluralizm mediów będą bronione przez  prezydenta, który ma stać na straży Konstytucji, albo mamy w Polsce  drugą grupę trzymającą władzę. Z jedną twarzą Donalda Tuska i Bronisława  Komorowskiego i z twarzą pana przewodniczącego Dworaka – obrazuje  polityk.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik Poniedziałek, 23 kwietnia 2012, Nr 95 (4330)
Autor: au
