Oddajcie wrak
Treść
Rok temu głównym hasłem wielotysięcznej manifestacji było krótkie, ale  wymowne zdanie: "Weźcie Tuska, oddajcie czarne skrzynki". Do dziś jest  ono aktualne.
Wczoraj pod rosyjską ambasadą w Warszawie protestowało  około 2 tys. ludzi. Przyjechali z różnych stron Polski, z Wrocławia,  Szczecina, Poznania, Sandomierza, Krakowa.
Manifestanci wyrażali  dezaprobatę dla całej serii rządowych zaniechań, do których doszło przed  organizacją lotu delegacji z prezydentem Lechem Kaczyńskim do Katynia. I  dla tego, jak procedowano po katastrofie. Chodzi o niemrawo prowadzone  śledztwo, niszczenie dowodów rzeczowych, poniewieranie honoru munduru  polskich oficerów. Ale przede wszystkim o przetrzymywanie dowodów: wraku  samolotu i czarnych skrzynek.
"Morderca", "Putin psychopata",  "Wolna Rosja bez Putina", takie m.in. okrzyki wznosił tłum ludzi  zgromadzonych na ul. Belwederskiej. - Zbrodniarz zaciera i niszczy  dowody zbrodni - mówiła poseł Małgorzata Gosiewska, kierując wzrok w  kierunku gmachu rosyjskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego.
- To  protest przeciw tym wszystkim bezeceństwom, których dopuścili się  Rosjanie dzisiaj, na naszych oczach, że nie powołano międzynarodowej  komisji, nie zwrócono wraku samolotu i czarnych skrzynek, jak również  kamizelek kuloodpornych. Dlatego nasz głos musi być obecny właśnie w tym  miejscu - tłumaczy Andrzej Melak. Stąd inicjatywa akcji zbierania  podpisów pod petycją do prezydenta Władimira Putina z żądaniem oddania  dowodów, w którą zaangażowało się wiele środowisk. "Polacy z oburzeniem  patrzyli na niszczenie przez Rosjan wraku polskiego samolotu zaraz po  katastrofie. Późniejszy widok porzuconych fragmentów samolotu, obok  szczątków ofiar, odebraliśmy jako akt barbarzyństwa, sprzecznego z  normami cywilizowanego świata. Był on jednocześnie demonstracją, że  śledztwo w sprawie katastrofy jest fikcją" - czytamy w tekście petycji.  Jej autorzy przypominają, że tylko natychmiastowy zwrot wraku Polsce i  niezależne śledztwo mogą wyjaśnić tragedię, tym bardziej że zdaniem  specjalistów z USA i Australii do destrukcji maszyny mogło dojść w  powietrzu. Dlatego petycję kończy zdanie, w którym dalsze  przetrzymywanie wraku - własności Rzeczypospolitej Polskiej - przez  Federację Rosyjską zdefiniowano jako "akt wrogości i agresji nie tylko  wobec Polski, ale także norm obowiązujących w cywilizowanym świecie".
Protest przed ambasadą Rosji wiąże się również z kilkoma innymi, ale nieprzypadkowymi faktami.
- Data protestu nie jest przypadkowa i wiąże się nie tylko z drugą  rocznicą katastrofy smoleńskiej, ale również z dniem ogłoszenia przez  Niemców informacji o odkryciu dołów katyńskich i zbrodni dokonanej przez  Sowietów na polskich oficerach. Te dwie daty są ze sobą absolutnie  związane - akcentuje Melak. Jak podkreśla: bez Katynia nie byłoby  Smoleńska.
- Zarówno w jednej, jak i drugiej sprawie kluczową rolę  odgrywają Sowieci, odpowiadają za tamto ludobójstwo, a teraz także nie  zrobili nic, by polska delegacja doleciała bezpiecznie na uroczystości  70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Nie wiadomo na razie, czy się do tego  nie przyczynili - tłumaczy nasz rozmówca. Rok temu w nocy, na dzień  przed oficjalnymi uroczystościami rocznicowymi z udziałem prezydentów  obu krajów, rosyjskie władze podmieniły tablicę pamiątkową, jaką  Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010 umieściło na głazie w miejscu  katastrofy. Raziła ich treść przypominająca o tym, że polska delegacja z  prezydentem RP leciała do Smoleńska uczcić ofiary "sowieckiego  ludobójstwa" dokonanego przez aparat terroru ówczesnego sowieckiego  państwa. Melak, który był jednym z inicjatorów zamontowania tablicy na  głazie, przypomina, że to również za sprawą interwencji z rosyjskiej  ambasady w 1981 r. potajemnie i w nocy wykradziono krzyż katyński z  cmentarza Powązkowskiego. - Również wtedy napisaliśmy na tablicy prawdę,  że zbrodnia ta została dokonana przez sowieckie NKWD. Po latach  Rosjanie znów dokonali takiego samego czynu. Wszyscy, którzy śledzą  politykę rosyjską, wiedzą, że jest ona niezmienna i wroga wobec Polski,  bez względu na to, czy jest ona prowadzona przez carów, Stalina czy  Putina - podkreśla.
Przed rokiem przed rosyjską ambasadą w Warszawie  było kilka tysięcy manifestantów. Protest zabezpieczały ogromne siły  policyjne. Organizatorzy spodziewają się sporej frekwencji, rok temu TVN  obliczyła liczbę manifestantów na kilkuset, rosyjskie telewizje  podawały, że było ich 8 tysięcy.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik Wtorek, 10 kwietnia 2012, Nr 84 (4319)
Autor: au