Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Obawiali się reakcji rodzin

Treść

Złożony już kilka miesięcy temu i wielokrotnie ponawiany wniosek polskiej prokuratury o właściwe zabezpieczenie wraku polskiego Tu-154M wreszcie doczeka się realizacji. Rosjanie rozłożą nad samolotem brezentowy namiot. Ma też być zbudowany trzymetrowy płot.
Prace na lotnisku Siewiernyj mają rozpocząć się w poniedziałek i potrwać dwa tygodnie. Obecnie w Smoleńsku temperatura nocą osiąga nawet 6 stopni Celsjusza. Przez pół roku od kwietnia występowały tam upały sięgające 40 stopni i gwałtowne burze z intensywnymi ulewami. Nie ma wątpliwości, że brak ochrony elementów metalowych i szeregu innych podzespołów utrudni wykorzystanie ich do szczegółowych ekspertyz.
Wrak samolotu został w ciągu kilku dni po katastrofie przeniesiony na plac przeznaczony do ustawiania samolotów na terenie lotniska Siewiernyj, jednak około kilometra od miejsca, w którym się znajdował po katastrofie. Większe części zostały ułożone w sposób w przybliżeniu odtwarzający ich pierwotne położenie w konstrukcji maszyny, natomiast mniejsze fragmenty leżą oddzielnie w przypominającym kupę złomu usypisku.
Od końca sierpnia, gdy opinia publiczna dowiedziała się o stanie szczątków Tu-154M, Rosjanie podejmują próby jakichkolwiek działań mających na celu zabezpieczenie maszyny. U swoich odpowiedników interweniowali w Moskwie ministrowie sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski oraz spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Jednak władze śledcze Federacji Rosyjskiej odsyłały do Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, który jest dysponentem wraku. Ten z kolei milczał. Strona polska proponowała nawet opłacenie i wykonanie odpowiedniej hali namiotowej, ale oferty nie przyjęto. Natomiast wniosek o wydanie pozostałości polskiego wojskowego samolotu został wprost odrzucony, co uzasadniano tym, że trwają jeszcze badania składowanych w Smoleńsku elementów maszyny. Prawdopodobnie planowana na 10 października pielgrzymka rodzin ofiar katastrofy z udziałem małżonki prezydenta Anny Komorowskiej, oraz być może także pierwszej damy Rosji Swietłany Miedwiediewej, i związane z tym szerokie zainteresowanie sprawą spowodowały próbę poprawy fatalnej opinii, jaka już przylgnęła w tej kwestii do rosyjskiej administracji.
Ostatecznie za budowę hali ze ścianami z plandeki zapłaci administracja obwodu smoleńskiego, a wykonają ją tamtejsze zakłady wojskowe. Zadziwiające, że nie wykorzystano jednej z hal tychże zakładów na terenie lotniska znajdującej się obok lotniska, nawet znacznie bliżej od miejsca katastrofy niż plac, na którym są teraz szczątki polskiego tupolewa. Zakłady wojskowe wykonujące remonty samolotów transportowych posiadają przecież pomieszczenia odpowiedniej wielkości i właściwie wyposażone.
Inną kwestią jest zabezpieczenie miejsca tragedii, na którym wciąż znajdywane są elementy samolotu, rzeczy osobiste ofiar katastrofy, a nawet fragmenty ludzkich szczątków. Choć zdaniem polskiej prokuratury teren ten powinien być ogrodzony i zabezpieczony przed wstępem kogokolwiek, to sytuacja od kwietnia się nie zmieniła. Jak już relacjonowaliśmy w sierpniu, miejsce, w którym rozbił się polski samolot, jest łatwo dostępne. Przyjeżdżają tam liczne grupy turystów, którzy kierują się niewątpliwie dobrymi intencjami i chcą zobaczyć oraz uczcić miejsce wielkiej narodowej tragedii. Do tego należy doliczyć ciekawskich przejeżdżających pobliską, często uczęszczaną drogą międzynarodową M1, a także mieszkańców Smoleńska, którzy skracają sobie drogę do położonych w pobliżu garaży i kolonii działek rekreacyjnych.
Piotr Falkowski
Nasz Dziennik 2010-10-01

Autor: jc