Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nawet Węgrzy używają nowomowy

Treść

Następujące po sobie prezydencje w Radzie Europy Węgier i Polski to nie tylko ogromna szansa dla tych dwóch krajów, ale dla całego regionu Europy Środkowej - uważa ambasador Republiki Węgierskiej w Polsce Robert Kiss.
Swoje spostrzeżenia ambasador Kiss przedstawiał podczas posiedzenia połączonych komisji Senatu RP, spraw zagranicznych i ds. Unii Europejskiej, przed którymi zaprezentował priorytety swojego kraju na przewodniczenie Wspólnocie przez najbliższe pół roku. Pomimo szczytnych celów stawianych przez Węgrów coraz trudniej jest się oprzeć wrażeniu, że język, którym omawiane są kwestie unijne, coraz mniej mówi nam o tym, co się rzeczywiście dzieje w strukturach Wspólnoty, a coraz bardziej zmienia się w znaną w Polsce z minionych lat pozbawioną treści partyjną nowomowę.
Zdaniem Kissa, wbrew wszelkim obawom, jakie budziło przyjęcie traktatu lizbońskiego, system zaproponowany przez ten dokument sprawdza się w działaniu. Szczególnie dobrze, w jego opinii, sprawdza się wyraźne rozgraniczenie prerogatyw przysługujących narodowym parlamentom od tych przysługujących Parlamentowi Europejskiemu. - System polizboński funkcjonuje - podkreślał z zadowoleniem Kiss, dając do zrozumienia, że Europa znajduje się obecnie w innej epoce. Te słowa zwiastowały już zmianę narracji węgierskiego polityka z pronarodowej na prounijną. W tym przekonaniu słuchających utwierdziły dalsze słowa ambasadora, który stwierdził, że węgierskiemu przewodnictwu w UE przyświeca hasło "Silna Europa z ludzkim obliczem". W uszach Polaków brzmi to dziwnie znajomo, gdyż doskonale wiemy, jakiego ustroju "ludzką twarz" chciał nam zaprezentować towarzysz Edward Gierek kilkadziesiąt lat temu.
Budapeszt w trakcie swojego przewodniczenia Unii jako jeden ze swoich filarów wymienia prowadzenie silnej polityki spójności. Tym priorytetom przyklaskuje także rząd Donalda Tuska, zgodnie z deklaracjami premiera o konieczności obrony obecnej polityki spójności. Jednak zdziwienie budzi fakt, że wśród haseł, które Bruksela już wyryła w świadomości polityków działających na unijnej arenie, takich jak bezpieczeństwo energetyczne, współpraca makroregionalna, wspólna polityka rolna czy ochrona środowiska, pojawia się obecnie także "opracowanie wieloletniego planu finansowego". Czyżby unijne władze chciały zaserwować nam powrót do gospodarki planowej? Czy wkrótce w brukselskich biuletynach przeczytamy o "wypełnieniu planu dziesięcioletniego" lub może o "realizacji kolejnej pięciolatki"? A może sprawdzą się słowa Stefana Kisielewskiego, który już przed 50 laty pisał, że jedynym pewnym efektem gospodarki planowej jest całkowity bałagan.
Takiemu negatywnemu rozwojowi sytuacji mają jednak zapobiec inne rozwiązania, o które zamierzają zabiegać w czasie swojej prezydencji Węgrzy. Chodzi o trzeci filar wśród ich priorytetów. To projekt "Unia bliższa obywatelom". Zawiera on w sobie punkt, który zakłada formowanie aktywnego obywatelstwa. W tym celu powstają specjalne centra i zakłady, ustanawiane są Dni Obywatela, w ramach których organizowane są uroczystości i... pochody.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2011-02-09

Autor: jc