Najgorzej na urazówce
Treść
Z jednej strony umowy, których nie można łamać, z drugiej chorzy wymagający leczenia. Tak wygląda rzeczywistość wielu polskich szpitali, w których środki na leczenie w tym roku już się skończyły. NFZ nie chce płacić za ponadlimitowe świadczenia medyczne, a szpitale mają dylemat: ratować chorych, coraz bardziej się zadłużając, czy zostawić pacjentów na pastwę losu?
Dolnośląski Szpital Specjalistyczny ma ok. sześciu milionów złotych długu, legnicki o milion złotych mniej, a białostocki walczy w sądzie z NFZ o zwrot sześciu milionów złotych za tzw. nadwykonania za ubiegły rok. Z kolei w Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie ubiegłoroczny kontrakt został przekroczony o ponad 20 milionów i o zwrot tych pieniędzy z NFZ szpital walczy w sądzie. Również tegoroczny kontrakt, także w obszarze świadczeń ratujących życie i zdrowie, placówka przekroczyła już 16 milionów złotych.
Jednej z najbardziej obleganych placówek medycznych na Podkarpaciu środków na leczenie wystarczyło tylko na dziewięć miesięcy w tym roku. Jest sprzęt, wysokiej klasy specjaliści, ale nie ma pieniędzy, by leczyć chorych także w jedynym na Podkarpaciu Centrum Urazowym przy Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie. Jak powiedział nam dyrektor placówki Janusz Solarz, w związku z brakiem reakcji NFZ dotyczących zwiększenia limitu podjęto drastyczne decyzje o ograniczeniu wykonywania planowych kosztownych procedur, praktycznie we wszystkich obszarach. Dotyczy to zdecydowanej większości szpitalnych oddziałów, głównie zabiegowych, w tym: ortopedii, neurochirurgii, chirurgii, a częściowo nawet jedynego na Podkarpaciu oddziału kardiochirurgii. Planowe zabiegi wstrzymano także na chirurgii dziecięcej, gdzie w ciągu roku planowym operacjom i zabiegom poddawanych jest blisko dwa tysiące małych pacjentów. - Na samej intensywnej opiece medycznej mamy kilkumilionowe przekroczenia. Stanęliśmy przed dylematem: ratować chorych i łamać dyscyplinę finansową, czy trzymać się budżetu, łamiąc lekarską przysięgę. Nie możemy jednak w nieskończoność wykonywać świadczeń, za które NFZ nie chce płacić - tłumaczy Janusz Solarz, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie. Mimo rozmów z NFZ, Fundusz nie dołożył pieniędzy. Szpital został więc zmuszony do wyznaczenia pacjentom terminów operacji i zabiegów na przyszły rok. Jak zapewnia dyrektor Solarz, nie dotyczy to pacjentów w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia, którym pomoc będzie udzielana. - Chcę przypomnieć z ubolewaniem, że według orzecznictwa Sądu Najwyższego, NFZ ma obowiązek płacenia za ponadlimitowe świadczenia udzielane w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia, ale niestety nie płaci za nie - dodaje dyrektor Solarz.
Na sytuację w szpitalach Podkarpacia przekłada się m.in. niesprawiedliwy algorytm - gorsze finansowanie regionu. Ograniczenia w przyjmowaniu chorych wprowadziły także inne podkarpackie szpitale, m.in. w Jaśle, Mielcu i Tarnobrzegu. W większości placówek wyczerpały się limity świadczeń, dlatego przyjmowani są tylko chorzy z zagrożeniem życia, reszta musi czekać. NFZ pozostaje jednak nieubłagany. Tłumaczy, że należy się trzymać kontraktów i nie zamierza ich zwiększać, bo nie ma z czego. Na niewiele zdają się więc niełatwe negocjacje. Pozostają zatem pozwy i sądy, w których szpitale walczą o należne im pieniądze za tzw. nadwykonania. - Sytuacja jest trudna, możliwości finansowe oddziału NFZ są bardzo ograniczone. Nie mamy dodatkowych środków na zakup świadczeń, które w pełni zabezpieczyłyby oczekiwania, dlatego nie jesteśmy w stanie zwiększyć szpitalnych kontraktów. Mogę jedynie powiedzieć, że w przypadku, kiedy jakaś placówka nie wykorzysta przyznanych środków w całości, pieniądze te zostaną przesunięte na lecznictwo szpitalne - tłumaczy Marek Jakubowcz, rzecznik Podkarpackiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ w Rzeszowie.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2010-11-05
Autor: jc