Mniej niż sześć procent robi wrażenie
Treść
5,91 proc., czyli ok. 17 mld zł - zaledwie tyle z funduszy UE wydaliśmy do tej pory w okresie rozliczeniowym 2007-2013. A do dyspozycji Polska ma 67,3 mld euro, czyli prawie 270 mld zł w ramach funduszy strukturalnych. Rząd nie radzi sobie z wydatkowaniem środków, które najpierw wpłacamy do unijnej kasy, by móc je potem wykorzystać na projekty krajowe. W przeciwnym razie Polska będzie musiała je oddać.
Absorpcja dotacji unijnych kształtuje się na bardzo niskim poziomie. Jak zaznaczyła Grażyna Gęsicka, przewodnicząca Klubu Parlamentarnego PiS i była minister rozwoju regionalnego, w ciągu dwóch lat, a więc od 2007 do końca 2009 r., Polska wykorzystała niespełna 6 proc. unijnych funduszy w ramach Narodowej Strategii Spójności 2007-2013. Było to zaledwie 17 mld zł z całej przypadającej dla nas puli 270 mld złotych! Według danych Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, do końca 2009 r. beneficjenci złożyli aż 108,4 tys. wniosków o przyznanie dotacji unijnych na łączną kwotę 251,7 mld złotych. Rozpatrzono jedynie 28,5 tys. wniosków, a więc niecałe 30 procent. Polska jest dopiero na czternastym miejscu w Europie, wyprzedzają nas: Irlandia - 23,3 proc. wydanej kwoty, Litwa i Łotwa - odpowiednio 21,2 i 14,9 procent.
Zgodnie z NSR na lata 2007-2013 Polska powinna wykorzystać średnio rocznie 7,5 mld zł, tymczasem w pierwszym roku wydatkowania (2007) realizacja programów strukturalnych zaabsorbowała zaledwie 1 mld złotych. - Jeżeli rząd Tuska nie wykorzysta środków przyznawanych przez Unię, Polska będzie musiała oddać je z powrotem do unijnej kasy - zaznaczyła Gęsicka.
Jak zauważył dr Tomasz Hoffman, ekspert ds. funduszy unijnych i wykładowca w WSKSiM, Polska jest obecnie jednym z największych beneficjentów środków unijnych, jakie są przyznawane krajom Unii Europejskiej. Kwota, jaka została zadysponowana na lata 2007-2013 przez KE, to ponad 67 mld euro, co stanowi blisko 20 proc. wszystkich środków, jakie UE ma na wydatkowanie w ramach polityki spójności. Rozdział tych pieniędzy między poszczególne regiony kraju jest zróżnicowany: najwięcej otrzymują regiony biedne z dużym wskaźnikiem bezrobocia, najmniej - województwa bogate. Doktor Hoffman podkreślił, że niedawno przyjęto rozwiązanie, że każdy region ma przypisany sobie program operacyjny. Władza wykonawcza samorządu negocjuje z KE o tym, co będzie się w nim znajdować. Od tych ustaleń zależy, czy środki z UE będą w większej puli przyznawane na ochronę środowiska, modernizację infrastruktury czy też na szkolnictwo lub służbę zdrowia. Obecnie mamy szesnaście programów operacyjnych, które są zarządzane na poziomie regionalnym. Jednym z nich jest program dotyczący finansowania szkolnictwa wyższego, z dużym naciskiem na nauki techniczne. Mimo że - jak zauważył dr Hoffman - absolwenci szkół średnich nie wykazują zbytniego zainteresowania takimi kierunkami.
Jak podkreślali prelegenci, istnieją pewne rozbieżności w wydawaniu unijnych dotacji: najmniej pieniędzy jest rozdysponowane na realizację programu operacyjnego związanego z realizacją polityki zdrowotnej i inwestycje infrastrukturalne, najwięcej - na program Kapitał Ludzki, czyli m.in. na projekty związane z edukacją, informatyzacją administracji i propagowaniem programów poszczególnych resortów.
Powodem niewykorzystywania przez Polskę środków unijnych jest m.in. zła organizacja pracy administracji agend rządowych, brak umiejętności planowania, opóźnianie w wydawaniu określonych aktów prawnych oraz brak współpracy międzyresortowej, co szczególnie zaważa na inwestycjach długoplanowych.
Niekorzystny jest też sposób przyznawania tych pieniędzy. Chodzi o przyjętą przez Komisję Europejską tzw. zasadę n+3, n+2. Zgodnie z nią pieniądze zapisane w limicie na dany rok, począwszy od 2007 r., są przyznawane przez trzy kolejne lata. Rocznie jest to od 34 do 47 mld złotych. Wyjątkiem jest rok 2012, kiedy nastąpi kumulacja, wówczas w trakcie jednego roku trzeba będzie zaabsorbować blisko 80 mld złotych. Czy jesteśmy to w stanie zrobić, skoro w pierwszym roku wydatkowania, czyli w 2008, wydaliśmy tylko niecały 1 mld złotych?
Pozostaje też kwestia zaliczki, jaką Unia wpłaciła na konto NBP. Wynosi ona 9 proc. całej puli, czyli ok. 24 mld złotych. Część tej kwoty (ok. 8 mld zł) została podjęta przez ministra finansów Jacka Rostowskiego na poczet wydatków budżetowych w ramach tzw. planu antykryzysowego. Tymczasem zaliczka ta jest traktowana przez KE jako wydatek na programy inwestycyjne. Pytanie więc, jak rząd rozliczy się w tej kwestii z Brukselą.
Zdaniem poseł PiS Izabeli Kloc, wiceprzewodniczącej sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej, wszystko to wpisuje się w lansowany przez Platformę Obywatelską model polaryzacyjno-dyfuzyjny, skoncentrowany na procesie globalizacji. Zakłada on przede wszystkim rozwój dużych miast. Pomija się natomiast modernizację małych i średnich miast kraju. W opinii Izabeli Kloc, zagraża to idei zrównoważonego rozwoju. Poseł zarzuciła rządowi brak postępu, jeśli chodzi o wielkie projekty, tj. autostrady, drogi, oczyszczalnie ścieków, lotniska czy koleje.
Liczy się dobry projekt
Jak zaznaczył Roman Bicki, dyrektor Departamentu Spraw Społecznych Urzędu Marszałkowskiego Województwa Kujawsko-Pomorskiego, w ramach pomocy unijnej na stypendia dla doktorantów rozdysponowano w latach 2008/2009 blisko 14 mln złotych. Obecnie Polska realizuje szesnaście programów operacyjnych związanych z pozyskiwaniem funduszy unijnych. Najliczniej składane są wnioski o środki na rozwój małej i średniej przedsiębiorczości oraz przeciwdziałanie patologiom społecznym i edukację czy na tzw. projekty twarde - infrastrukturalne, a także dotyczące pozyskania funduszy na rozwój wsi i obszarów wiejskich.
Jak tłumaczył Bicki, napisanie dobrego projektu, który będzie realizował cele rozwojowe naszego kraju, nie jest proste, ale nie jest to też wiedza dostępna tylko dla ekspertów. Do najbardziej poszukiwanych na rynku pracy specjalistów należą właśnie osoby zajmujące się problematyką funduszy unijnych. Są potrzebne w instytucjach państwowych, urzędach gmin i miast, urzędach pracy i ośrodkach pomocy społecznej, agencjach rozwoju rynku rolnego oraz w prywatnych firmach poszukujących możliwości zdobycia funduszy na własną działalność gospodarczą.
Anna Ambroziak, Toruń
Nasz Dziennik 2010-03-01
Autor: jc