Mecz był ustawiony
Treść
Czym różni się Bronisław Komorowski od Radosława Sikorskiego? Działacze Platformy, którzy wskażą w prawyborach swojego kandydata na prezydenta, po wczorajszej debacie tych polityków mogli to stwierdzić gołym okiem: Komorowski w przeciwieństwie do Sikorskiego nosi okulary, a Sikorski nie ma wąsów. Zapowiadana przez cały tydzień prawyborcza debata Komorowski - Sikorski nie była konfrontacją poglądów kandydatów, lecz partyjną reklamówką Platformy Obywatelskiej, podczas której obaj politycy niemal we wszystkim się ze sobą zgadzali i krytykowali związanego z konkurencyjnym obozem politycznym obecnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Debaty między głównymi kontrkandydatami mają często decydujący wpływ na wyniki wyborów. To, w jaki sposób przepytywani kandydaci poradzili sobie z odpowiedzią na niewygodne dla nich pytania, ma wpływ na ocenę wyborców. We wczorajszej debacie czynnik "niewygodnych pytań" został jednak wyeliminowany. Z ust prowadzących debatę posłów Platformy: Joanny Muchy i Sławomira Nowaka, trudno było oczekiwać pytania do Bronisława Komorowskiego np. o związki obecnego marszałka Sejmu z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi czy do Radosława Sikorskiego chociażby o to, czy naprawdę szef MSZ nie był w stanie, a może nie chciał zrobić więcej na rzecz wsparcia Polaków mieszkających na Białorusi.
Z tego względu debata przypominała raczej ustawiony mecz niż prawdziwą potyczkę. A dotychczasowi zwolennicy Komorowskiego mogli się jedynie utwierdzić w przekonaniu, że powinni wybrać marszałka Sejmu, zaś zwolennicy Sikorskiego, iż powinni zagłosować za szefem MSZ.
Jeśli były jakieś różnice między debatującymi kandydatami, to w mało istotnych kwestiach i sprowadzały się do robienia sobie drobnych złośliwości. Trzeba jednak przyznać, że mimo towarzystwa i pytań zadawanych jedynie przez partyjną koleżankę i partyjnego kolegę obaj kandydaci wydawali się spięci, lekko podenerwowani i podpierali się czytaniem z kartki.
Partyjne towarzystwo nie oznaczało jednak, że żaden z nich nic "ciekawego" nie powiedział. Choć obaj opowiedzieli się za zapłodnieniem pozaustrojowym metodą in vitro, to wypowiedź marszałka Komorowskiego może w jakimś stopniu zdumiewać. - Jeśli chodzi o finansowanie in vitro, to powiem tak: [procedura] powinna być finansowana, ale państwo ma prawo traktować wydatek z budżetu jako swoistą inwestycję, więc na pewno nie w stosunku do wszystkich. Tylko w stosunku do tych, gdzie jest szansa, że się urodzą dzieci zdrowe i będą dobrze wychowane - powiedział Komorowski. Nie uściślił jednak, w jaki sposób chciałby przeprowadzać selekcję, czy dane dziecko byłoby zdrowe i mogłoby się urodzić. Po zakończeniu debaty Komorowski próbował jakoś wybrnąć ze swojej wypowiedzi, jednak bez przekonania stwierdził, że chodzi o to, aby nie finansować in vitro 80-latków. Marszałek Sejmu zaznaczył, iż "nie może być tak, że ze względu na gorszą kondycję finansową jedni zwiększą swoją szansę, a inni nie będą mogli zwiększyć szansy na posiadanie dzieci". Sikorski odpowiadający przed Komorowskim na pytanie o finansowanie in vitro powiedział, że: "póki jesteśmy krajem na dorobku, to małżeństwa powinny to finansować z własnej kieszeni, a w przyszłości zobaczymy".
Kandydaci Platformy pytani o zmiany, jakie przeprowadziliby w Kancelarii Prezydenta, poparli redukcję zatrudnienia, wytykając, że u prezydenta Lecha Kaczyńskiego pracuje zbyt dużo osób. Sikorski stwierdził, że szefem jego kancelarii nie będzie Janusz Palikot, który niezwykle zaangażował się w prawyborczą kampanię Bronisława Komorowskiego. Komorowski wcale nie zaprzeczył, że Palikot mógłby być szefem w jego kancelarii. Sikorskiemu odgryzł się natomiast, twierdząc, że u niego szefem na pewno nie będzie Roman Giertych. Były lider Ligi Polskich Rodzin wsparł Sikorskiego w jego ostatnich potyczkach z prezesem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyńskim i prezydentem Kaczyńskim w sprawie rzekomych haków m.in. na Sikorskiego, które miały ponoć być zbierane przez premiera Kaczyńskiego. Odpowiadając później na pytania dziennikarzy, szef MSZ zaznaczył, iż nie wie, dlaczego komuś mogło przyjść do głowy, że Giertych mógłby zostać szefem kancelarii prezydenta Sikorskiego.
Marszałek Komorowski na pierwszy swój prezydencki cel wizyty zagranicznej wybrałby Brukselę albo Wilno "jako przypomnienie naszej polskiej roli w budowaniu Europy przekraczającej granice narodów, religii, kultur". Sikorski postawił na Brukselę, a na pomysł Komorowskiego z Wilnem odpowiedział, że do Wilna pojedzie tylko wtedy, gdy strona litewska wypełni zawarte w traktacie polsko-litewskim obietnice dotyczące polskiej pisowni nazwisk, zwrotu ziemi i innych kwestii, które bolą naszych rodaków na Litwie.
Marszałek Sejmu zapewnił, że nigdy nie będzie uczestniczył w walce o samolot i krzesła na szczytach unijnych. Sikorski tłumaczył z kolei, że prezydent powinien brać udział m.in. w szczytach NATO, ONZ czy UE dotyczących polityki zagranicznej całej Unii. Obaj podkreślali, że jasne jest, iż politykę zagraniczną prowadzi rząd, poparli utrzymanie wydatków na armię w wysokości 1,95 proc. PKB i wypowiadali się o konieczności bardzo ostrożnego posługiwania się przez prezydenta wetem, tak by prezydent pozwolił rządowi rządzić. Sikorski deklarował, że weta by prawie nie używał, gdyż prezydent powinien je stosować tylko w sytuacji zagrożenia finansów państwa, praw obywatelskich lub gdy rząd zgłasza ustawy antyeuropejskie. Na pytanie o proponowane przez Platformę zmiany w Konstytucji zmierzające do ograniczenia kompetencji prezydenta, Komorowski odpowiedział, że w jesiennych wyborach wybierzemy prezydenta z takimi samymi uprawnieniami, jakie posiada urzędująca głowa państwa, a w trakcie kadencji te kompetencje nie mogą zostać ograniczone. Wyniki prawyborów w Platformie mamy poznać w najbliższą sobotę.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2010-03-22
Autor: jc