Kto płaci na kampanię
Treść
Ostatnie półtora tygodnia to okres szczególnej aktywności premiera Donalda Tuska i ministrów jego rządu, którzy w tak krótkim czasie zjeździli niemal całą Polskę. Jakie rządowe sprawy załatwiali, nie bardzo wiadomo, oczywiste jest jednak, że wspierali kandydatów Platformy Obywatelskiej przed niedzielnymi wyborami do samorządów. Do sfinansowania podróży premiera, w czasie których spotykał się on z kandydatami PO, nie przyznaje się nawet sam komitet wyborczy Platformy.
Do Państwowej Komisji Wyborczej trafił wniosek w sprawie podejrzenia naruszenia przez komitet wyborczy Platformy Obywatelskiej przepisów samorządowej ordynacji wyborczej. - Zgodnie z ordynacją wyborczą do rad gmin, powiatów i sejmików województw komitetom wyborczym nie wolno przyjmować wartości niepieniężnych, z wyjątkiem nieodpłatnych usług polegających na rozpowszechnianiu plakatów i ulotek wyborczych przez osoby fizyczne - argumentują swój wniosek politycy SLD. Jednakże premier Donald Tusk, jak również jego ministrowie brali udział w spotkaniach z kandydatami Platformy Obywatelskiej do samorządów. - Istnieje zatem uzasadniona obawa, iż komitet wyborczy PO nie finansuje z własnych środków kosztów przejazdów, przelotów, noclegów, wyżywienia dla premiera oraz jego współpracowników i ochrony BOR, a także kosztów organizacji konferencji prasowych i innych wydarzeń podczas wizyt w trakcie kampanii - zaznaczają wnioskodawcy. Coraz częściej pojawiające się pytania, kto finansuje wyjazdy premiera Donalda Tuska na wyborcze wiece Platformy, i dlaczego nie robi tego komitet wyborczy PO, najwyraźniej poruszyły samego szefa rządu. Przebywający wczoraj w Małopolsce Donald Tusk oświadczył bowiem, że do Krakowa przyjechał pociągiem, i aby uwiarygodnić swoją podróż koleją, a nie rządową limuzyną, utyskiwał na stan toalety w pociągu Intercity. - Dzisiaj premier mówi, że pojechał pociągiem, na początku kadencji też mówił, że będzie latał tylko samolotami rejsowymi. Kilkanaście dni temu był na moim rodzinnym Podkarpaciu i widziałem całą kawalkadę samochodów rządowych - powiedział Tomasz Kamiński (SLD).Z oskarżeniami o wykorzystywanie rządowego transportu na dojazdy na partyjne wiece podczas kampanii wyborczych mierzy się praktycznie każda władza. Problemem jednak wydaje się to, czy swojej pozycji premiera czy prezydenta w tej sytuacji się nie nadużywa. Premier Donald Tusk - jak również jego ministrowie - wyraźnie jednak zintensyfikował swoje służbowe wyjazdy "w Polskę" akurat na tydzień przed wyborami samorządowymi i "przypadkiem" podczas swoich gospodarczych wizyt przecinał wstęgi, wbijał łopaty pod nowe inwestycje i uczestniczył w konferencjach prasowych akurat z kandydatami Platformy Obywatelskiej do samorządów.Nadużycia w finansowaniu kampanii wyborczych stają się jednak powoli znakiem firmowym PO. Dotychczas jednak formalnie żadna kara za naginanie przepisów o finansowaniu kampanii wyborczych Platformy nie dotknęła. W połowie ubiegłego roku, przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, Prawo i Sprawiedliwość złożyło nawet wniosek do prokuratury w związku z podejrzeniem nielegalnego finansowania kampanii wyborczej PO do europarlamentu. Chodziło wtedy o warszawski zjazd Europejskiej Partii Ludowej, do której w Parlamencie Europejskim należy Platforma. Przybyli wówczas m.in.: premierzy Włoch i Francji, kanclerz Niemiec oraz szef Komisji Europejskiej i przewodniczący Parlamentu Europejskiego. Za promocję w tym międzynarodowym towarzystwie polityków Platformy Obywatelskiej zapłaciła Europejska Partia Ludowa. Jednakże ordynacja wyborcza do Parlamentu Europejskiego zabrania pokrywania kosztów kampanii ze środków zagranicznych. Co więcej, na swojej stronie internetowej Platforma Obywatelska, zapraszając na zjazd EPL, informowała, że będzie on stanowił inaugurację kampanii partii do Parlamentu Europejskiego. Gdy zaczęto wyrażać wątpliwości co do finansowania tej kampanii Platformy, zapis o jej inauguracji podczas zjazdu EPL został ze strony PO usunięty. Po kościach rozchodzi się również sprawa finansowania kampanii do Sejmu startującego z listy Platformy Obywatelskiej Janusza Palikota. Na kampanię posła z lubelskiego po kilkanaście tysięcy złotych masowo mieli wpłacać emeryci czy niepracujący studenci, którzy nie potrafili sobie przypomnieć, skąd wzięli pieniądze, by wykorzystać je akurat na wsparcie kampanii polityka. Formułowane wobec Palikota oskarżenia zmierzały do tego, iż chciał on obejść przepisy, które nie pozwalały wykorzystywać w kampanii jego prywatnych pieniędzy i na swój wyborczy fundusz postanowił je wpłacić za pośrednictwem osób podstawionych. Pamiętamy także chociażby byłą posłankę PO Beatę Sawicką, która tak potrzebowała pieniędzy na kampanię wyborczą, iż skusiła się na łapówkę w zamian za udział w ustawieniu przetargu na nieruchomość. Na jej nieszczęście wręczającym pieniądze był agent Tomek z CBA.Platforma Obywatelska konsekwentnie opowiada się za ograniczeniem pieniędzy na finansowanie partii politycznych, czym na pewno może zyskiwać punkty wśród wyborców. Podczas ostatnich sejmowych debat w tej sprawie równie konsekwentne, lecz przeciwne stanowisko prezentowało Prawo i Sprawiedliwość, argumentując m.in., że ograniczenie pieniędzy dla partii zmierza do związania rąk opozycji, rządzący bowiem potrafią "sami się wyżywić". To zapewne może nie do końca zyskać zrozumienie wyborców. Obserwując manewry Platformy z płaceniem za kampanię wyborczą, można jednak przypuszczać, iż nawet gdyby przegłosowała ograniczenie dotacji do zera, to swoją kampanię i tak zdołałaby sfinansować, a przy tym jej działacze nie daliby się złapać na jakimkolwiek złamaniu przepisów.
Artur Kowalski
Autor: jc