Kopie zrobione za późno
Treść
Nie mamy gwarancji, że przywiezione do Polski materiały z czarnych skrzynek prezydenckiego Tu-154M są kompletnymi kopiami oryginalnych rejestratorów pokładowych - uważają specjaliści badający wypadki lotnicze. Wprawdzie ich kopiowanie nastąpiło komisyjnie, ale prawie dwa miesiące po katastrofie. Dane byłyby bardziej wiarygodne, gdyby zostały pozyskane z rejestratora tuż po katastrofie. Jak zauważyli, w obecnej sytuacji istnieje też obawa, że zawartość rejestratorów przekazana opinii publicznej może być niepełna, a to może owocować ukształtowaniem nieprawdziwego obrazu przebiegu katastrowy Tu-154M. - Samo odczytanie skrzynek niewiele znaczy, bo wszystkie dane muszą być naniesione na oś czasu i umiejscowione, czyli przypisane konkretnej pozycji samolotu: jego wysokości i odległości od pasa startowego - ocenił gen. bryg. Jan Baraniecki, były zastępca dowódcy Wojsk Lotniczych Ochrony Powietrznej.
W ocenie gen. bryg. Jana Baranieckiego, byłego dowódcy Wojsk Lotniczych Ochrony Powietrznej, mającego doświadczenie w badaniu wypadków lotniczych, fakt przekazania stronie polskiej jedynie kopii zawartości rejestratorów pokładowych Tu-154M ma znaczenie symboliczne dla wyników dalszych badań w Polsce. Istotny jest też fakt, że zawartość skrzynek została przegrana komisyjnie z oryginału, ale dopiero tuż przed przekazaniem materiałów polskiej delegacji. - Jeżeli te kopie zostałyby odegrane tuż po katastrofie w obecności polskich specjalistów, to wówczas ich zawartość byłaby miarodajna. Jeżeli jednak skrzynki były w rękach Rosjan niemal dwa miesiące, co więcej - były one badane ze specjalistami z zakładów, gdzie są one produkowane, to można było w nich zrobić wszystko, i nie ma żadnej pewności, że są one pełnowartościowe - podkreślił. W ocenie gen. Baranieckiego, gdyby polscy śledczy oprócz kopii dysponowali także oryginalnym urządzeniem, to istniałaby możliwość weryfikacji, czy materiał nagrany w rejestratorach nie był zmieniany. W przypadku posiadania samej kopii jest to niemożliwe, a perspektywa pozyskania czarnych skrzynek jest dość odległa. Jak jednak zauważył, doświadczenie pokazuje, że dowody pojawiają się czasem w sposób bardzo przypadkowy i po długim czasie. - Jeżeli materiały były fabrykowane, to niekiedy nawet po długim okresie można natknąć się na pewne niedoskonałości autorów takiej pracy. Zdarza się też, że na miejscu wypadku znajduje się dodatkowe informacje rzucające nowe światło na badane wydarzenie - dodał Baraniecki. Także w ocenie Ignacego Golińskiego, byłego członka Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, trudno jednoznacznie ocenić, czy pozyskane kopie zostały właściwie przegrane. - Pamiętam, że kiedy byłem na badaniu przyczyn wypadku naszego śmigłowca, który utopił się w Korei, to Koreańczycy czekali, aż dojedziemy z Warszawy, i przy nas otwierali rejestratory. Podłączaliśmy wówczas skrzynki do komputera i na bieżąco je odczytywaliśmy - podkreślił. Jak zauważył, jeśli skrzynki pozostawały bez nadzoru polskich ekspertów, to dokonanie manipulacji było możliwe. Na ile więc pozyskane materiały są pełne i miarodajne? Nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi. Wprawdzie opinia publiczna została wczoraj zapoznana ze stenogramem z rejestratora rozmów, ale zawiera on sporo miejsc niezapisanych przez Rosjan w wyniku niezrozumienia nagranych treści.
Rozmowy to tylko część informacji. Istotne dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy są także dane na temat stanu działania urządzeń pokładowych. - Wszystkie te dane muszą być naniesione na oś czasu i umiejscowione, czyli przypisane konkretnej pozycji samolotu: jego wysokości i odległości od pasa startowego. Na przykład słowo "lądujemy" jest mało ważne, kiedy pada w odległości 2 tys. m od pasa startowego na wysokości 800 metrów. Kiedy jednak ono pojawi się tysiąc metrów od lotniska, na wysokości 100 m, to jest ono bardzo ważne. Proszę sobie teraz wyobrazić, jakie możliwości manipulacji daje takie dowolne odczytywanie zawartości rejestratorów - ostrzegł Baraniecki.
Pole do dyskusji na temat przebiegu wypadku mogą otworzyć też dźwięki dochodzące spoza kabiny pilotów. O ile nagrania rozmów załogi są zazwyczaj dobrej jakości, o tyle odczytanie dźwięków z "tła" wymaga odpowiednich zabiegów. - Zapisy są w pewnym sensie niedoskonałe, bo rejestrowany jest szum i głosy. Pierwszoplanowe rozmowy słychać dobrze, jednak w niektórych przypadkach znaczenie mogą mieć rozmowy dobiegające z samolotu. Mogą one dać np. obraz atmosfery panującej w maszynie. W niektórych wypadkach lotniczych mogą one mieć znaczenie - podkreślił Baraniecki.
Co otrzymaliśmy?
Jak zapewnił Paweł Graś, rzecznik rządu, pozyskane materiały to wierne kopie oryginałów wykonane w obecności polskich specjalistów. Jak dodał, zawartość rejestratora rozmów po dokonaniu niezbędnych obróbek dostępna będzie także w formie nagrania. Według informacji przekazanych przez Naczelną Prokuraturę Wojskową w laboratorium Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego w Moskwie "dokonano otwarcia sejfu, w którym przechowywane były oryginalne taśmy rejestratorów pokładowych, a następnie skopiowano informacje z taśmy rejestratora pokładowego MSRP-64M-6 nr 90969, z taśmy rejestratora dźwiękowego MARS-BM nr 323025 oraz z kasety KS-13 zasobnika KBN-1-1 rejestratora pokładowego parametrów lotu". Informacje te zostały zapisane na trzech nośnikach CD i przekazane Jerzemu Millerowi, przewodniczącemu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, wraz ze stenogramami rozmów członków załogi między sobą oraz ze służbami naziemnymi. "Należy wskazać, iż do czasu komisyjnego otwarcia sejfu w laboratorium Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego w Moskwie sejf ten pozostawał opieczętowany przez prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk. Zbigniewa Rzepę i przedstawiciela Komitetu" - informuje NPW. Także po skopiowaniu danych oryginalne taśmy magnetyczne rejestratorów pokładowych oraz ich kopie zdeponowano ponownie w sejfie, który został opieczętowany przez naczelnego prokuratora wojskowego płk. Krzysztofa Parulskiego oraz przedstawiciela MAK. Zapisami rejestratorów wraz ze stenogramami dysponuje Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2010-06-02
Autor: jc