Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Głowa Klicha to za mało

Treść

W piątek, po podaniu do publicznej wiadomości treści raportu komisji ministra Jerzego Millera, premier ogłosił, iż do dymisji podał się minister obrony narodowej Bogdan Klich. Na ogłoszeniu raportu i zwolnieniu, oczywiście "niewinnego", ministra premier chciałby zakończyć - w oczach społeczeństwa - sprawę wyjaśniania przyczyn katastrofy rządowego Tu-154M i szukania odpowiedzialnych za nią. W rządzie ciągle jednak pozostają ministrowie ponoszący co najmniej polityczną odpowiedzialność za tragedię. Na co wskazuje nawet firmowany przez rząd raport komisji Millera.
Rząd Donalda Tuska przyzwyczaił już nas do tego, że trudno tam znaleźć ministrów, którzy byliby gotowi ponieść faktyczną odpowiedzialność za składane przez siebie obietnice. W imię utrzymania propagandy sukcesu i zadowolenia samych zainteresowanych nie znaleźli się politycznie odpowiedzialni np. za bałagan na kolei czy kompromitację z przygotowaniem autostrad i dróg ekspresowych zapowiadanych na Euro 2012. Nie było też odpowiedzialnego np. za brak inwestora dla polskich stoczni, który to inwestor już prawie był, ale faktycznie go nie było. Gdy wybuchła afera hazardowa i ujawnione zostały kompromitujące ludzi rządzącej Platformy Obywatelskiej materiały, odpowiedzialnych również nie było. A dymisje w rządzie nie były pociągnięciem do odpowiedzialności winnych, lecz - jak to słyszeliśmy - wręcz "awansem", skierowaniem większych sił na odcinek walki z opozycją w parlamencie. Jeśli ekipa rządząca z taką lekkością podchodzi do własnych obietnic czy zapowiedzi kierowania się wysokimi standardami, to jakiej odpowiedzialności za wykonywane obowiązki można spodziewać się od premiera Tuska i jego ministrów? Gdy 10 kwietnia ubiegłego roku wydarzyła się olbrzymia narodowa tragedia, nie znalazł się nikt - mimo wytykanych wielu błędów przy organizacji wizyty w Katyniu - choćby politycznie odpowiedzialny za to, iż nie udało się ochronić prezydenta RP. Stanowiskiem zapłacił jedynie minister obrony narodowej Bogdan Klich, i to dopiero wtedy, gdy nawet rządowy raport dotyczący katastrofy bezapelacyjnie obciążył szefa MON. Jeśli teraz premier mówi, iż Klich, podając się do dymisji, zachował się honorowo, to zupełnie nie ma racji. Rezygnacja ze stanowiska dopiero w tym momencie wskazuje, że szefowi MON tego honoru właśnie zabrakło. A gdyby sam nie zrezygnował, to z ministerialnego stołka, wskutek tak obciążającego Klicha rządowego raportu, zrzucić musiałby go sam premier. Z piątkowej wypowiedzi Donalda Tuska wynika, iż więcej żadnych dymisji, a więc i wyciągania politycznej odpowiedzialności, spodziewać się nie możemy. Choć oficjalnie premier zaprzeczał, że dymisja Klicha to obciążanie ministra odpowiedzialnością za katastrofę, to do opinii publicznej został wysłany jasny komunikat: "zakończenie pracy nad raportem, jego opublikowanie i dymisja tego, kogo raport najbardziej obciąża, musi wystarczyć". Resztę premier - jak zapowiedział - zostawił do wyjaśnienia prokuraturze. Jedna dymisja nie może jednak - jak chciałby Donald Tusk - zamydlać obrazu całości. W rządzie wciąż pozostają ludzie, którzy w porównywalnym do szefa MON stopniu ponoszą polityczną odpowiedzialność za katastrofę. Chociażby szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasz Arabski - pierwszy obok Klicha odpowiedzialny za organizację lotów rządową flotą samolotów. Według zapisów instrukcji HEAD, to szef KPRM jest ministrem odpowiedzialnym za dysponowanie flotą 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego w zakresie przewozu VIP-ów. Ze zdziwieniem można przyjąć również dalsze pozostawanie na stanowisku - w sytuacji gdy nie udało się ochronić prezydenta RP i innych ważnych osób w państwie - przede wszystkim szefa Biura Ochrony Rządu gen. Mariana Janickiego. Jak czytamy w firmowanym przez rząd raporcie komisji ministra Millera, funkcjonariusze BOR nie zostali nawet wpuszczeni przez Rosjan na teren lotniska w Smoleńsku, by dokonać tam rekonesansu przed lądowaniem maszyny z prezydentem RP na pokładzie. Jakże kuriozalnie musi zatem wyglądać reakcja przełożonego nadzorującego Biuro Ochrony Rządu ministra spraw wewnętrznych i administracji Jerzego Millera, wnioskującego dla gen. Janickiego o drugą gwiazdkę generalską. To szef MSWiA wyznacza środki dla ochrony prezydenta RP podczas podróży zagranicznych. Można odnieść wrażenie, iż funkcjonariusze administracji państwowej próbują odsuwać wszelkie podejrzenia i ratować się w ten sposób przed ewentualnymi zarzutami prokuratury. Ze strony Donalda Tuska nie grozi im bowiem ani dymisja z ciepłych posadek, ani - jak w przypadku Bogdana Klicha - utrata wysokiego miejsca na liście wyborczej.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2011-08-01

Autor: jc