Dzień zero w onkologii
Treść
Tak lekarze onkolodzy określają 1 lipca br. - od tego  dnia pacjenci chorzy na białaczkę i chłoniaki mogą mieć problem z  dostępem do dwóch cytostatyków stosowanych w chemioterapii przy tego  rodzaju schorzeniach: daunorubicyny i prokarbazyny. 
Gdy tylko wybuchła afera związana z brakiem leków stosowanych w  chemioterapii, minister zdrowia Bartosz Arłukowicz zapewniał, że  wszystkie problemy z dostawą leków onkologicznych zostaną rozwiązane. -  Rozmawiamy z koncernami produkującymi leki onkologiczne, do Polski  trafią kolejne dostawy - obiecywał w kwietniu szef resortu, który w  imieniu rządu tłumaczył się w Sejmie z braku cytostatyków i związanych z  tym przypadków wstrzymania chemioterapii. Chodziło wtedy o leki  podstawowe, czego przykładem jest chlorambutin, stosowany w przewlekłej  białaczce limfocytowej, występującej najczęściej u osób w podeszłym  wieku (w Polsce odnotowuje się kilka zachorowań rocznie). Problemy z  lekami wynikły m.in. z tego, że produkująca je austriacka firma miała  kłopoty z linią technologiczną.
Kłopoty pojawiły się już w  październiku ubiegłego roku, miały trwać trzy miesiące. Jednak 20 marca  koncern poinformował Ministerstwo Zdrowia, że problemy przedłużą się o  kolejne trzy miesiące. W efekcie część pacjentów została pozbawiona  leków. Ministerstwo zapewnia, że wszelkie ewentualne braki związane z  cytostatykami są na bieżąco uzupełniane.
Z informacji, do których  dotarł "Nasz Dziennik", wynika, że koncern austriacki nadal ma problemy  technologiczne, z którymi będzie się borykał co najmniej przez kolejny  rok. Dlatego resort toczy rozmowy z innymi prywatnymi koncernami, które  produkują zamienniki leków cytostatycznych. Rzecznik prasowy  ministerstwa Agnieszka Gołąbek nie potrafiła nam jednak powiedzieć, czy  są to koncerny krajowe, czy też zagraniczne.
Śledztwo ruszyło
Sprawą dostępu do leków cytostatycznych natychmiast zainteresowała się  warszawska prokuratura okręgowa, która zwróciła się do Ministerstwa  Zdrowia i NFZ o informacje dotyczące tej kwestii. Jak przekonywał  wczoraj prok. Dariusz Ślepokura w rozmowie z "Naszym Dziennikiem",  prokuratura stosowne wyjaśnienia otrzymała, ale czeka na informacje od  producenta, do którego zwróciła się z pytaniem, czy koncern ostrzegał  polskie instytucje, że mogą być problemy z produkcją leków. Od tego,  jaka będzie treść tej odpowiedzi, prokuratura uzależniała wszczęcie  postępowania.
Wiele wskazuje na to, że wyjaśnienia od producenta  właśnie spłynęły, bo wczoraj po południu prokuratura zdecydowała  ostatecznie o wszczęciu śledztwa w sprawie niedopełnienia przez resort  zdrowia obowiązku zapewnienia chorym leków onkologicznych. Prokurator  chce przesłuchać urzędników ministerstwa. Podstawą jest art. 231 kodeksu  karnego, który stanowi, że funkcjonariusz publiczny, który  przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa  na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia  wolności do lat 3.
Szczuplejszy katalog
Mimo uspokajających zapewnień resortu zdrowia okazuje się, że brak  cytostatyków może być nadal odczuwalny. I to dotkliwie. Lekarzy niepokoi  prowadzenie chemioterapii w przypadku chłoniaków i białaczek. Do tej  pory zawieranie i realizację umów, jeśli chodzi o leczenie szpitalne w  zakresie chemioterapii, regulowało zarządzenie prezesa NFZ nr 68/2011 z  18 października 2011 roku. Jeden z załączników do tego dokumentu o  nazwie "Katalog substancji czynnych stosowanych w chemioterapii"  obejmował tzw. listę leków stosowanych w chemioterapii. Zarządzenie  prezesa NFZ jest zawsze korygowane w oparciu o obwieszczenie ministra  zdrowia. Tymczasem okazuje się, że w nowym zarządzeniu prezesa NFZ nr  26/2012 w sprawie określenia warunków zawierania i realizacji umów w  rodzaju leczenie szpitalne w zakresie chemioterapia, które ma zacząć  obowiązywać od 1 lipca br. (a konkretnie w jego załączniku "Katalog  leków refundowanych stosowanych w chemioterapii"), zabrakło podstawowych  leków stosowanych w tego rodzaju schorzeniach. Nie ma m.in.  daunorubicyny stosowanej w ostrej białaczce szpikowej. Środek ten był  dotąd dostępny w ramach tzw. importu docelowego (mechanizm stosowany w  sytuacji konieczności sprowadzenia leku ratującego życie, kiedy lek nie  jest rejestrowany w Polsce). Nie ma też prokarbazyny stosowanej w  leczeniu chłoniaków.
- W efekcie może dojść do tego, że szpitale nie  będą miały jak finansować tych leków - ostrzega prof. Wiesław  Jędrzejczak, szef Kliniki Chorób Wewnętrznych i Onkologii Centralnego  Szpitala Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, konsultant  krajowy w dziedzinie hematologii. Profesor wystosował w tej sprawie  pismo do wiceministra zdrowia Jakuba Szulca. Onkolodzy podkreślają, że  utrzymuje się także problem z leczeniem raka piersi herceptyną - lekiem,  który dociera do jądra nowotworu i niszczy go, oszczędzając zdrowe  komórki. Terapia celowana najlepsze efekty przynosi w leczeniu  najbardziej niebezpiecznego typu raka piersi. Jednak kryteria stosowania  tego specyfiku w ramach programu terapeutycznego precyzują, że  refundacja leku jest możliwa pod warunkiem, iż u pacjenta nie  stwierdzono więcej niż 9 zajętych przez nowotwór węzłów chłonnych.  Jeżeli przerzutów jest więcej - pacjent jest automatycznie  dyskwalifikowany z programu. Herceptynę podaje się tylko w warunkach  szpitalnych. Jakakolwiek forma leczenia w gabinecie prywatnym jest  nierealna. Również ze względu na "zbyt wysokie koszty" - podawanie  chorym tego leku przez rok to wydatek rzędu 150 tys. złotych. Zdaniem  lekarzy, kryterium oceny mierzone liczbą przerzutów jest "kompletną  głupotą". - Zgodnie ze stanem aktualnej wiedzy medycznej każda pacjentka  z przerzutami do węzłów chłonnych powinna herceptynę dostać - stwierdza  krótko dr Tomasz Sarosiek, ordynator Oddziału Onkologii Klinicznej  Centrum Medycznego Ostrobramska w Warszawie.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik Wtorek, 15 maja 2012, Nr 112 (4347)
Autor: au
