Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dwie kampanie w cieniu tragedii

Treść

Mijający 2010 rok okazał się bardzo tragiczny. Skutki katastrofy smoleńskiej: śmierć pary prezydenckiej i 94 innych osób, w tym zajmujących najwyższe stanowiska w państwie, zdeterminowały wydarzenia w polityce, które nastąpiły w kolejnych miesiącach. Mieszkańców, zwłaszcza południowych rejonów kraju, mocno doświadczyła klęska powodzi. Usuwanie skutków żywiołu tak się przeciągało, że wielu z poszkodowanych nie mogło spędzić świąt na swoim. W tym czasie odbyły się dwie kampanie wyborcze - wybieraliśmy prezydenta i samorządowców.
Katastrofa smoleńska
Podczas gdy tysiące Polaków składało parze prezydenckiej hołd w Pałacu Prezydenckim i pod krzyżem przed Pałacem, a później podczas uroczystości pogrzebowych w Krakowie, na Wawelu, inni już na samą wieść o katastrofie lotniczej przebierali nogami, by tylko przejąć Pałac Prezydencki. Jeszcze zanim odnaleziono ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego, do Kancelarii Prezydenta z Kancelarii Sejmu 10 kwietnia została przekazana informacja, że obowiązki prezydenta w związku z katastrofą smoleńską powinien przejąć marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. A tylko dzięki interwencji opozycji: Lewicy i PiS, udało się powstrzymać marszałka od wszczęcia przedwczesnych konsultacji w sprawie terminu przyspieszonych wyborów prezydenckich. Do debaty w tej sprawie miało dojść ledwie po tym, gdy do kraju przybyła trumna z ciałem prezydenta RP. Wyjaśnienia pośpiechu marszałka można szukać w chęci jak najszybszego zostania pełnoprawnym prezydentem. Komorowski, jako marszałek Sejmu, przejął tymczasowo obowiązki prezydenta, a w dodatku był już wtedy namaszczonym przez Donalda Tuska i Platformę Obywatelską kandydatem PO w wyborach prezydenckich. Ponadto w sondażach był najpopularniejszym kandydatem, a największa siła opozycyjna straciła swojego kandydata w katastrofie. Marszałek Komorowski nie czekał też długo z wprowadzeniem do Kancelarii Prezydenta swoich ludzi.
Państwo polskie nie stanęło na wysokości zadania w dążeniu do wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Poklepywanie się po plecach z premierem Rosji Władimirem Putinem musiało być dla premiera Tuska tak miłe, że za szereg kurtuazyjnych gestów ze strony Rosji praktycznie pozostawił Rosjanom prowadzenie śledztwa w sprawie katastrofy, w której zginął prezydent kraju, najwyżsi dowódcy wojskowi, szefowie najważniejszych urzędów, a także czołowi politycy.
Klęska powodzi
Po jednej katastrofie przyszła kolejna. W maju, lipcu i sierpniu ogromna powódź dała się we znaki przede wszystkim mieszkańcom południowej części kraju, m.in. okolic Sandomierza, gminy Wilków na Lubelszczyźnie, Małopolski, Podkarpacia i Bogatyni. Woda i osuwiska po powodzi zniszczyły domy i dorobek życia wielu rodzin.
Rząd obiecał poszkodowanym pomoc finansową. Jednak proces pozyskiwania jej często się przedłużał, napotykając biurokratyczne przeszkody. Przed zimą wielu powodzianom nie udało się odbudować domów. W rezultacie święta przyszło im spędzić w lokalach zastępczych czy nawet kontenerach.
Wybory prezydenckie
W następstwie tych dwóch tragedii 20 czerwca odbyły się przyspieszone wybory prezydenckie. Kandydat Platformy Obywatelskiej Bronisław Komorowski musiał trochę poczekać, zanim oficjalnie poznał nazwisko swojego najgroźniejszego kontrkandydata. Pogrążony w żałobie prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, odpowiadając pozytywnie również na różnego rodzaju apele, ogłosił swój start w wyborach. Stan żałoby narodowej sprawił, iż kampania wyborcza nie była aż tak ostra, jak mogłaby być. Sztabowcy Jarosława Kaczyńskiego przekonywali, że prezes PiS ma nową, łagodną twarz. Kandydat Komorowski natomiast ogłosił nawet hasło swojej kampanii: "Zgoda buduje", i opowiadał o zasypywaniu podziałów w społeczeństwie. Trafił jednak tym jak kulą w płot. Podczas uroczystości prezentacji swojego honorowego komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego członek komitetu reżyser Andrzej Wajda ogłosił wojnę, stwierdzając, że te wybory to "nasza wojna domowa i walka o wszystko". Najbardziej zaciekły spór w kampanii toczono wokół prywatyzacji szpitali. Popierające dwóch najpoważniejszych kandydatów partie wzajemnie oskarżały konkurentów o chęć sprywatyzowania służby zdrowia.
Gdyby poważnie potraktować przedwyborcze sondaże, Bronisław Komorowski powinien bez trudu zwyciężyć w pierwszej turze. Z Jarosławem Kaczyńskim wygrał dopiero 4 lipca, w drugiej, i to nieznacznie.
Prezydent Komorowski
Bronisław Komorowski w polityce obecny jest od lat. Był m.in. ministrem obrony narodowej w rządzie Jerzego Buzka, a ostatnio marszałkiem Sejmu. Dał się poznać jako przeciwnik likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Jednakże dopiero gdy został wystawiony na kandydata na prezydenta, gwiazda Komorowskiego mogła rozbłysnąć pełnym blaskiem. Przyszły prezydent swoimi występami uczciwie zapracował na przydomek "Mister Wpadka". Niektóre z gaf Komorowskiego były zabawne, a inne prostackie.
I tak Bronisław Komorowski ogłosił m.in., że występujemy z NATO, prezentując nazwisko Marka Belki na stanowisko prezesa NBP przedstawił go jako zastępcę sekretarza generalnego ONZ, którym ten nigdy nie był. Nowy prezydent okazał się także "znawcą" górnictwa gazowego. Ogłaszając swój daleko posunięty sceptycyzm wobec wydobywania w Polsce gazu łupkowego - plany jego wydobywania krytykowali sprzedający nam gaz Rosjanie - stwierdził, że wydobycie wiązałoby się z zastosowaniem metod odkrywkowych, a to powodowałoby dewastację środowiska. To szczegół, że gazu łupkowego metodą odkrywkową się nie wydobywa. Przy okazji całej masy wpadek przypomniano też, że jeszcze jako marszałek Sejmu podczas spotkania ze studentami kobiety służące w duńskiej marynarce nazwał "kaszalotami". Po objęciu urzędu prezydenta Bronisław Komorowski wcale nie stał się bardziej powściągliwy. Nowej głowie państwa musiała bardzo doskwierać żałoba po poprzednim prezydencie. Komorowski zaraz po objęciu urzędu zapowiedział usunięcie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, przed którym ludzie wciąż składali kwiaty i modlili się w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej. 11 listopada po Mszy św. przy okazji Święta Niepodległości zrugał administratora Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego ks. prałata płk. Sławomira Żarskiego głoszącego homilię. Prezydentowi nie spodobało się kazanie.
Wybory samorządowe
Po wyborach prezydenckich wyborcze sondaże znowu wróciły do "normy", a Platformie Obywatelskiej ponownie przyznawano nawet 40-procentowe poparcie. Kolejna weryfikacja tych plebiscytów nastąpiła podczas wyborów samorządowych. 31 proc. dla Platformy, 23 proc. dla Prawa i Sprawiedliwości, niespełna 16 proc. dla Polskiego Stronnictwa Ludowego i 15 proc. dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej ponownie pokazało, że przedwyborcze sondaże można włożyć między bajki. Niska frekwencja w wyborach samorządowych i na pewno niezadowalająca w prezydenckich wskazują, iż każda z partii ma szansę na przekonanie do siebie wyborców i zwiększenie swojego znaczenia na scenie politycznej.
Wyborcy, adekwatnie do poselskiej działalności, zweryfikowali np. posła Platformy Mirosława Sekułę. Przewodniczący hazardowej komisji śledczej, a kiedyś także wiceprezydent Zabrza, ubiegając się o prezydenturę w tym mieście, uzyskał zaledwie 13,5 proc. głosów.
Komisja hazardowa
Niemal przez cały mijający rok pomiędzy narodowymi tragediami, kampaniami wyborczymi i kolejnymi wyborami toczyły się pod wodzą Sekuły prace sejmowej hazardowej komisji śledczej. Posiadający w komisji przewagę głosów posłowie rządzącej koalicji przegłosowali we wrześniu, iż komisja śledcza "ustaliła" - i to jeszcze zanim zakończyło się śledztwo prokuratury, które ciągle trwa - że politycy Platformy nie brali udziału w nielegalnym lobbingu w sprawie ustawy hazardowej i nie ma podstaw do zawiadomienia prokuratury, z zastrzeżeniem, że ocena ich działań "nie może być pozytywna". Odrębne zdanie co do oceny roli polityków PO: Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego, zgłosili śledczy z klubów opozycyjnych. Zanim aferze udało się ukręcić łeb, byliśmy świadkami całej serii żenujących zagrywek ze strony śledczych Platformy. Do historii wyczynów ekipy Donalda Tuska wejdzie sposób, w jaki przewodniczący Sekuła zakończył przesłuchanie przez komisję śledczą jednego z kluczowych świadków Zbigniewa Chlebowskiego - gdy jeszcze nie upłynął czas przeznaczony na przerwę w obradach komisji, powrócił na miejsce przewodniczącego i "zapytał" puste krzesła, czy do świadka są jeszcze pytania. Puste krzesła pytań nie miały, więc Sekuła uznał, że należy posiedzenie komisji zakończyć. Komisja przesłuchiwała chyba jedynie po to, by skompromitować działania śledczych, a także szereg świadków, których przesłuchanie nie było do niczego potrzebne. Jeden ze świadków na spotkanie ze śledczymi przejechał pół Polski, a do Warszawy specjalnie przybył dzień wcześniej. Niestety, żaden ze śledczych nie miał do niego żadnych pytań. Koalicja rządząca dzielnie starała się bronić przed podejrzeniami o udział w aferze hazardowej byłego wicepremiera Grzegorza Schetynę. Najpierw przewodniczący Sekuła usiłował wyperswadować opozycji występowanie o billingi rozmów Schetyny z najbardziej gorącego dla afery okresu. Gdy to się nie udało i komisja o te materiały jednak wystąpiła, żądane billingi przynajmniej w dyspozycji śledczych z opozycji się nie znalazły.
Igrzyska Tuska
Ekipa rządząca bardzo dbała też o to, by opinię publiczną nie absorbowały rzeczy dla rządu niewygodne. Premier pilnował, by odwrócić uwagę od istotnych spraw i aby od czasu do czasu dać ludowi igrzyska. Tak było, gdy na początku roku przed komisją hazardową stanąć miał kluczowy świadek, były skarbnik Platformy Mirosław Drzewiecki. Tego samego dnia Donald Tusk ogłosił, że nie wystartuje w wyborach prezydenckich. Swojemu kandydatowi Bronisławowi Komorowskiemu wyznaczył jednak rywala w osobie Radosława Sikorskiego. Dzięki temu przez następne kilka tygodni opinia publiczna była absorbowana prawdziwymi igrzyskami - partyjnymi prawyborami. W pewnym momencie Sikorski chyba nawet uwierzył, iż ma jakiekolwiek szanse zostania nominatem. Tak jak w poprzednich latach dobrze ze swojej roli wywiązywał się poseł Janusz Palikot. Jeśli na gwałt rządzącym trzeba było znaleźć jakiś temat zastępczy, to zawsze mogli liczyć na obraźliwe wypowiedzi posła z Lublina wymierzone w politycznych konkurentów. W zamian za wierną służbę Palikotowi zachciało się w tym roku trochę realnej władzy w Platformie. Ale nie z Tuskiem takie numery. Poseł z Lublina poznał swoje miejsce w szeregu i musiał, przynajmniej na razie, pożegnać się z Platformą. Ekipie Donalda Tuska nie brakowało pomysłów na igrzyska. Premier urządził m.in. widowiskowe akcje walki z dopalaczami czy też zabierania pieniędzy wydawanych z budżetu państwa na partie polityczne.
Podwyżka podatków
Przez trzy lata rząd Donalda Tuska karmił społeczeństwo opowieściami o Polsce - zielonej wyspie na oceanie kryzysu. Ta wyspa bardziej zielona była zwykle w czasie kampanii wyborczych, a po wyborach już jakby mniej. W tym roku już coraz trudniej było udawać, że jesteśmy na zielonej wyspie, lecz raczej znaleźliśmy się w czarnej dziurze. Narastającego w szybkim tempie zadłużenia kraju nie sposób już było ukrywać. Tak jak przez dwa poprzednie lata, tak i w mijającym roku pod rządami partii, która podobno tak dobrze zna się na gospodarce, obywatele nie doczekali się wprowadzenia w życie reformy finansów publicznych. Rządzący zafundowali natomiast obywatelom podwyżkę podatków. Od Nowego Roku wzrośnie podatek VAT zawarty w cenach kupowanych przez nas towarów i usług. Więcej zapłacimy za produkty pierwszej potrzeby. Należy liczyć się ze wzrostem cen żywności, energii elektrycznej i paliw.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2010-12-27

Autor: jc