Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dołączyła do ukochanego syna

Treść

Po długiej chorobie zmarła Janina Stawisińska, mama Janka Stawisińskiego, jednego z 9 górników zastrzelonych podczas pacyfikacji kopalni "Wujek" w grudniu 1981 roku. Przez niemal 30 lat pani Janina walczyła o prawdę o okolicznościach śmierci górników i uczestniczyła w procesach sądowych milicjantów z plutonu specjalnego ZOMO odpowiedzialnych za pacyfikację.

Janina Stawisińska, mama Janka Stawisińskiego, jednego z 9 górników, którzy zginęli podczas pacyfikacji kopalni "Wujek" w Katowicach 16 grudnia 1981 roku, zmarła 3 maja w koszalińskim szpitalu po długiej i ciężkiej chorobie.
- Pani Janina przez wiele lat przyjeżdżała na Śląsk. Była niezwykłą, ciepłą kobietą. Po pacyfikacji kopalni wykazała się wielkim heroizmem. Najpierw szukała syna po różnych szpitalach, a gdy go znalazła, zatrudniła się jako salowa, by być przy nim do końca i móc go pielęgnować - wspomina zmarłą Krzysztof Pluszczyk, przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK "Wujek" Poległych 16.12.1981. Pluszczyk podkreśla, że Janina Stawisińska walczyła o to, by na grobie jej 21-letniego syna znalazła się inskrypcja, że zginął w kopalni "Wujek". Napis - mimo wielu szykan ze strony SB - udało się umieścić na mogile.
Równie ciepło zmarła zapisała się w pamięci Ewy Widuch ze Społecznego Komitetu. Najbardziej zapamiętała jej niezłomność i zaangażowanie w procesy sądowe, które toczyły się po pacyfikacji. - Znałam ją od 1981 r., przez wszystkie lata nie mogła zapomnieć o Janku. To był bardzo dobry, szlachetny człowiek. Janina bardzo często przyjeżdżała pod krzyż, przed którym modliła się i składała kwiaty. Tam też została pobita przez milicję. Głęboko przeżywała procesy, które toczyły się po pacyfikacji. Z Koszalina przyjeżdżała na wszystkie rozprawy - wspomina Widuch.
Sama Janina Stawisińska podkreślała, że jej obowiązkiem jako matki "jest tam być i domagać się sprawiedliwości". "Chcę się dowiedzieć, dlaczego moje dziecko zostało zabite" - mawiała. Wiedziała, że jej działania nie wrócą życia synowi, ale chciała, by prawda o tragicznych wydarzeniach nie została zapomniana. Miała też nadzieję, że od oprawców usłyszy słowo "przepraszam". - Nikt nie wróci życia mojemu synowi. Jednak dziś odczuwam pewną ulgę, że po piętnastu latach wreszcie sprawiedliwości stało się zadość. Chciałabym usłyszeć od winnych słowo "przepraszam" - mówiła Janina Stawisińska w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" po wyroku skazującym zomowców.
Zmarła zostanie pochowana dzisiaj na koszalińskim cmentarzu komunalnym, w tym samym grobie, w którym leży jej syn Janek. Ceremonia pogrzebowa rozpocznie się o godz. 12.30 w koszalińskiej katedrze.

Marcin Austyn


Nasz Dziennik 2011-05-06

Autor: au