Brzoza w gipsie
Treść
Powstanie gipsowa lub silikonowa replika uszkodzonych fragmentów brzozy. Biegli wydobędą z pnia wszystkie metalowe elementy. W Moskwie ruszyły badania ściętych w Smoleńsku fragmentów drzewa, w które miał uderzyć Tu-154M.
Badania zajmą prawie trzy tygodnie. Prokurator-referent ppłk Karol Kopczyk przebywa od niedzieli w rosyjskiej stolicy z grupą ekspertów z zakresu mechanoskopii i fizykochemii, pracowników Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. To nowa grupa rzeczoznawców, powołana specjalnie do badań materiałów zabezpieczonych w Smoleńsku. Podczas oględzin brzozy 11 października ub.r. odcięto z jej pnia dwie kłody o długości 156 cm każda – z obu stron miejsca ścięcia czy też złamania. Ponieważ tej „próbki” nie dało się podzielić, żeby polscy i rosyjscy śledczy mieli fragment dla siebie, zdecydowano o wspólnych badaniach w siedzibie Komitetu Śledczego FR. Czynności właśnie się rozpoczęły. Prowadzi je polski prokurator z biegłymi i rosyjski oficer śledczy z własnymi ekspertami analogicznych specjalności.
– W brzozie stwierdziliśmy elementy metalowe. Muszą one zostać wyciągnięte, żeby poddać je specjalistycznym badaniom w celu stwierdzenia, czy pochodzą one z samolotu Tu-154M o numerze bocznym 101 – mówi „Naszemu Dziennikowi” ppłk Kopczyk. Okazuje się, że to dość skomplikowany łańcuch czynności, zaplanowany tak, aby podczas badań, pomiarów i pobierania próbek w jak najmniejszym stopniu ingerować w oryginalny materiał. – Aby wyjąć te elementy, specjaliści mechanoskopii muszą najpierw dokonać oględzin zewnętrznych, pomierzyć dokładnie fragmenty złamań i cięcia, a jest tych uszkodzeń co najmniej kilkanaście. Badania te mają za zadanie określenie, czy i ewentualnie w jaki sposób uszkodzenia mogły powstać przez uderzenie przez skrzydło samolotu. Następnie zostaną wykonane repliki tych uszkodzeń. Dopiero wtedy można przystąpić do wyciągania elementów metalowych – tłumaczy prokurator.
Repliki to gipsowe lub silikonowe odlewy miejsc złamania interesujących dla specjalistów z mechanoskopii. Robi się je, żeby zachować informację o brzozie w stanie nienaruszonym, gdyż wyciąganie kawałków metalu spowoduje nowe uszkodzenia i zmiany. Rosyjscy eksperci także będą wykonywać swoją replikę. – Każda próbka jest pobierana w dwóch egzemplarzach, jedna dla potrzeb śledztwa polskiego, druga rosyjskiego. To samo dotyczy fragmentów metalu. Polski wniosek o pomoc prawną przewiduje, że pobrane fragmenty zostaną przekazane do Polski, a Rosjanie wykonają dla swoich celów ich repliki – wyjaśnia ppłk Kopczyk.
Przekazanie odbędzie się na zasadach przewidywanych przez konwencję o pomocy prawnej w sprawach karnych. Procedura jest następująca: polski prokurator lub biegły zamyka i opieczętowuje paczkę z próbkami, oficer śledczy sporządza z tego protokół. Następnie Komitet Śledczy przekazuje wszystko do rosyjskiej Prokuratury Generalnej, która zajmuje się współpracą międzynarodową w sprawach prawnych. Dopiero ta instytucja wysyła wszystkie materiały do polskiej Prokuratury Generalnej jako odpowiedź na wniosek o pomoc prawną; na końcu trafiają one do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie prowadzącej śledztwo smoleńskie.
Pod koniec wyjazdu zaplanowanego do 8 marca prokurator z biegłymi przeniosą się do Smoleńska. – Będziemy pobierali materiał porównawczy z wraku samolotu – mówi ppłk Kopczyk.
Według rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego i komisji Millera, zderzenie z drzewem było bezpośrednią przyczyną wypadku. Samolot miał utracić 6 metrów skrzydła i sterowność. Z tymi ustaleniami nie zgadza się wielu ekspertów, współpracownicy smoleńskiego zespołu parlamentarnego w ogóle kwestionują fakt kontaktu tupolewa z brzozą. Z ich analizy trajektorii lotu wynika, że maszyna leciała znacznie wyżej niż wysokość drzewa. Według symulacji komputerowej prof. Wiesława Biniendy z USA, zniszczenie skrzydła przez pień brzozy jest w ogóle niemożliwe.
Spory o to, co się stało w zaroślach w pobliżu Siewiernego, stanowią jedną z najbardziej wyrazistych kontrowersji dotyczących katastrofy. Z drugiej strony byli członkowie komisji Millera twierdzą, że widzieli w miejscu złamania opiłki metalu, a z analizy zapisanych przez rejestrator parametrów lotu danych i fotografii ściętej roślinności wynika, że przebiegu zdarzeń nie da się wytłumaczyć inaczej niż sekwencją: uderzenie w brzozę – utrata części skrzydła – półbeczka – uderzenie w ziemię.
Zapewnienia członków rządowej komisji, jakoby dokładnie zbadali miejsce zdarzenia i mechanizm destrukcji samolotu, zostały w ostatnim czasie podważone przez prokuraturę. Otóż raport komisji Millera określa wysokość nad ziemią miejsca ścięcia brzozy na 5,1 m (raport MAK podaje 5 m). Tymczasem biegli prokuratury w październiku 2012 r. nie tylko odcięli fragmenty drzewa do badań, ale je dokładnie zmierzyli. Okazuje się, że wspomniana wysokość to 6,66 metra. A zatem komisja Millera pomyliła się o 30 procent!
Nie zgadza się też grubość brzozy. MAK i komisja Millera podają zgodnie, że wynosi ona 30-40 centymetrów. Duży zakres można by jeszcze wytłumaczyć nieregularnym kształtem pnia, gdyby nie to, że według specjalistów pracujących dla prokuratury średnica wynosi aż 52 centymetry. To oznacza, że także ten parametr podano mylnie o przynajmniej 30 procent.
Nasz Dziennik Wtorek, 19 lutego 2013Autor: jc