Bez zdań odrębnych
Treść
Za tydzień posłowie z komisji śledczej badającej sprawę uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika mają przyjąć ostateczną wersję sprawozdania. Jej autorem jest Marek Biernacki. Jak podkreślają parlamentarzyści, najgorsze jest to, że nikt nie zna mocodawców zbrodni. Komisja sporządziła więc długą listę zaniedbań, błędów i odpowiedzialnych za nie osób. To prokuratorzy, policjanci i funkcjonariusze służby więziennej, którzy skompromitowali wymiar sprawiedliwości.
Nikt nie zgłosił zdań odrębnych. - Ta sprawa jest tak dynamiczna, że ciągle dochodziły nowe okoliczności. Czasem myśleliśmy, że nic nie jest w stanie nas zaskoczyć, ale jednak było inaczej - podkreśla Marek Biernacki (Platforma Obywatelska), szef komisji i autor projektu sprawozdania.
Posłowie przez dwa lata badali nie tyle okoliczności porwania i tragicznej śmierci Olewnika, ile właśnie to, co w tej sprawie robiła policja i prokuratura. Jak sami podkreślają, raport nie jest polityczny, ale merytoryczny, choć nie ma wątpliwości, że dramat porwanego i jego rodziny był osadzony w konkretnych realiach politycznych. Świadczy o tym choćby fakt, że do zbadania wielu skandalicznych nieprawidłowości powołano sejmową komisję śledczą.
- Chcieliśmy przede wszystkim pokazać patologię systemu, to, gdzie on zawiódł. Posłowie nie mają przecież narzędzi do prowadzenia śledztwa. Chcieliśmy wskazać zaniedbania i błędy po stronie instytucji państwowych i w ten sposób uratować honor wymiaru sprawiedliwości - tłumaczy Mariusz Kamiński z PiS. Jak zaznacza, na każdym etapie śledztwa popełniano błędy i zaniedbania. Jednak pytaniem bez odpowiedzi - niestety - pozostanie, czy popełniano je świadomie, czy był to efekt wyłącznie patologii, które ujawniono. - Na to nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Nie możemy dojść do mocodawców tego zlecenia, i to jest najbardziej przerażające - dodaje Kamiński. Dziś niemal sto procent porwań jest ujawnianych, uprowadzeni wracają do domów, a ich rodziny współpracują z policją. Zdaniem posłów, to efekt m.in. zmian, jakie wprowadzono po nagłośnieniu tragedii rodziny Olewników. Szczególnie odradza im się korzystanie w takich przypadkach z pomocy prywatnych detektywów. Biernacki podkreśla, że jego celem jest także wskazanie rozwiązań, które będą w przyszłości wykluczały powstawanie tak patologicznych sytuacji, jakie miały miejsce podczas śledztw prowadzonych w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika. Szczególnie na styku prokuratury i policji.
Czyje nazwiska w raporcie
Jeszcze w tym tygodniu posłowie mają zdecydować, czy raport ujawni wszystkie nazwiska osób, które zawiniły, prowadząc śledztwa i policyjne dochodzenia. Szczególnie dotyczy to prokuratorów - prowadzącego pierwsze śledztwo w tej sprawie Leszka Wawrzyniaka oraz Roberta Skawińskiego, który zatrzymał i zwolnił bez zarzutów jednego z porywaczy Sławomira Kościuka. Tego domaga się m.in. poseł Andrzej Dera (PiS).
- Dziś wydaje się, że niezależność prokuratury jest lekiem na całe zło, ale przy takim poziomie prokuratury i nieudolności jej funkcjonowania, jaką raport pokazuje, nie jestem do tego przekonany - twierdzi poseł.
To jedna z kluczowych kwestii, jaką będzie zawierał raport komisji. Chodzi o wskazanie osób i instytucji odpowiedzialnych za to, że śledztwo zarówno na poziomie policji, jak i prokuratury było torpedowane; mylono tropy, brano pod uwagę absurdalne hipotezy i drugorzędne dowody. Potem pojawiły się zagadkowe zgony świadków i oskarżonych, kradzieże dokumentów ze śledztwa czy ich niszczenie, jak miało to miejsce w komendzie policji w Radomiu. - Postawienie tezy o samouprowadzeniu się Krzysztofa Olewnika było totalnym błędem, które spowodowało, że nie udało się go uwolnić. Tej tezy prokuratura trzymała się przez trzy lata - podkreśla Leszczek Aleksandrzak z SLD. - Jest wielu policjantów, którzy mają bardzo wiele na sumieniu, ale nie dość, że za błędy nie odpowiedzieli, to jeszcze dostali awanse - dodaje Mariusz Kamiński. - Niestety, jest wiele osób, które ponoszą odpowiedzialność za to, jak prowadzono śledztwa. Niestety, nie można podstawić im zarzutów z powodu przedawnienia, ale będziemy chcieli wskazać na odpowiedzialność moralną, jaka na nich ciąży - tłumaczy Marek Biernacki.
Zanim raport trafi pod obrady Sejmu, kilka kontrowersji sejmowi śledczy będą musieli jednak między sobą wyjaśnić. Raport Biernackiego zarzuca m.in. byłym szefom MSW z rządu Leszka Millera - Krzysztofowi Janikowi i Zbigniewowi Sobotce, niedociągnięcia, brak właściwego nadzoru nad policją oraz to, że mimo wiedzy na temat tego, co działo się podczas policyjnych śledztw, nie ujawnili jej w czasie przesłuchania przed komisją. Ministra Janika broni m.in. poseł Aleksandrzak, który uważa, że mężczyzna po prostu nie pamiętał wszystkich szczegółów. - Wielu świadków, którzy zeznawali przed komisją, nie pamiętało różnych zdarzeń sprzed kilku lat, tak było też w przypadku ministra Janika - dodaje poseł SLD. Jak się jednak okazuje, takiego samego zarzutu nieujawniania całej wiedzy Marek Biernacki nie stawia gen. Adamowi Rapackiemu, który w czasie, gdy Biernacki był ministrem spraw wewnętrznych w rządzie AWS, sprawował funkcję zastępcy komendanta głównego policji nadzorującego pion kryminalny. Pełnił ją aż do 2003 roku, a więc dokładnie w czasie, gdy ministrem był Janik i rozgrywał się dramat porwanego Krzysztofa Olewnika. Dziś Rapacki jest wiceministrem w rządzie Donalda Tuska odpowiedzialnym m.in. za policję. - Jego rola jest w projekcie raportu zbyt wyidealizowana - mówi jeden z posłów komisji. Według niego, gen. Rapacki przez dwa lata był monitowany przez rodzinę porwanego, która sygnalizowała, że w śledztwie dzieje się bardzo źle, wysyłał policyjną komórkę kontrolną do Radomia, gdzie prowadzono śledztwo, po czym po zakończeniu kontroli policjanci wracali, raportowali, że wszystko jest w porządku. - I na tym sprawa się kończyła - dodaje, zapewniając, że w tej sprawie - jeśli wyjdą na jaw nowe dokumenty lub pojawią się nowe ofiary - nic go nie zaskoczy.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik 2011-05-11
Autor: jc