Badają tylko kopię
Treść
Analiza amatorskiego filmu wykonana przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne, na którym słychać odgłosy przypominające wystrzały z broni palnej przy wraku rządowego samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem, opiera się wyłącznie na jego kopii. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego również nie prowadzi badań drugiej wersji tego nagrania na podstawie oryginalnego materiału. Dla pełnomocników ofiar katastrofy smoleńskiej sprawa jest oczywista: analizowanie kopii wskazuje nam tylko to, co się znajduje na skopiowanym nagraniu, a nie na oryginale.
Jak informuje płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w dalszym ciągu bada amatorski film, nakręcony 10 kwietnia 2010 r. na miejscu katastrofy rządowego samolotu Tu-154M, w której zginął prezydent Lech Kaczyński z całą polską delegacją. - Eksperci z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie zakończyli jeszcze prac nad tym materiałem - oznajmia płk Rzepa. Niestety, jak się dowiedział "Nasz Dziennik", przedmiotem ekspertyz nie jest oryginalny materiał, co potwierdza rzecznik NPW. - Eksperci z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego badają kopię nagrania przedmiotowego filmu przekazaną Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie przez prokuraturę Federacji Rosyjskiej w ramach realizacji wniosku o pomoc prawną - oświadcza płk Rzepa.
Problem w tym, że jak się okazuje, również wyniki badań przesłane do prowadzącej śledztwo smoleńskie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie 15 grudnia 2010 r. opierały się na kopii. - Ekspertyza dotycząca filmu, znanego pod potocznym tytułem "Samolot płonie", wykonana przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji nie została sporządzona na podstawie oryginalnego nagrania - wskazuje rzecznik NPW.
Wątpliwości co do wartości tego typu ekspertyz niewykonanych na autentycznych materiałach dowodowych mają pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. - Badania przeprowadza się na oryginale. W ramach procesu korzysta się przede wszystkim z dowodów pierwotnych - zaznacza mec. Rafał Rogalski. Wskazuje, że tę zasadę stosuje się w przypadku każdej innej sprawy sądowej, "a przede wszystkim procesu karnego, który rządzi się swoimi prawami". - Zapoznam się z tą ekspertyzą, ale mnie przede wszystkim interesuje oryginał nagrania. Muszę mieć pewność co do tego, czy mam do czynienia na pewno z autentycznym materiałem, który rzeczywiście pochodzi z tego telefonu, a nie został ściągnięty z internetu - ocenia mec. Rogalski.
Z kolei mec. Bartosz Kownacki zwraca uwagę na dużą liczbę kopii, jakie zostały zamieszczone w sieci internetowej zaraz po katastrofie 10 kwietnia. - Sprawa tego filmu jest podwójnie ciekawa. Dlatego że liczba wersji i szybkość, z jaką się one pojawiły, wskazują na to, że możemy mieć do czynienia z działaniem np. rosyjskich służb specjalnych. Może próbują dezinformować, wprowadzając do obiegu tak dużą liczbę filmów - przypuszcza mec. Kownacki.
Mecenas Piotr Pszczółkowski stawia sprawę jasno. - Analizy kopii pokazują, co jest zawarte na kopii. Wprawdzie w większości przypadków jest to samo, co na oryginale, ale nigdy nie można wykluczyć, że wystąpią różnice - podkreśla mec. Pszczółkowski. Wskazuje, że podobna sytuacja dotyczy czarnych skrzynek samolotu. - Na przykład fachowcy mówią, że jedynie posiadanie oryginalnego zapisu pozwoli na powiedzenie: a) co tam jest, b) czy nie było tam ingerencji z zewnątrz. Więc każda kopia jest tylko kopią - konkluduje mecenas.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2011-01-26
Autor: jc