Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Apartheid po polsku

Treść

Z ks. Jerzym Gardą, misjonarzem, który od półtora roku pikietuje w obronie Telewizji Trwam przed siedzibą Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, rozmawia Małgorzata Goss

Rozmawiamy podczas pikiety w obronie prawa Telewizji Trwam do miejsca na multipleksie.

– Pozdrawiam wszystkich spod siedziby Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, szczególnie Czytelników „Naszego Dziennika”! Było nas tam dzisiaj 14 osób. To maksymalna liczba, która może zebrać się w sposób zorganizowany bez uprzedniego zezwolenia władz na zgromadzenie publiczne. W razie większej liczby chętnych tworzymy dwie grupy lub więcej. Bardzo się cieszę, że mimo zimowej pogody tak wielu ludzi gotowych jest tu przychodzić, aby domagać się od KRRiT zmiany krzywdzącej decyzji, którą Rada odmówiła Telewizji Trwam miejsca na pierwszym multipleksie cyfrowym. Nasza pikieta, którą prowadzimy od 23 sierpnia 2011 r., adresowana jest do przewodniczącego Krajowej Rady pana Jana Dworaka i członków tego gremium. Niestety, mimo upływu czasu nie ma odzewu z ich strony. Na domiar złego w Sejmie i Senacie uchwalono drakońskie stawki opłat za częstotliwości i koncesje dla nadawców, co odczytujemy jako kolejną metodę uderzenia w katolickie media – Telewizję Trwam i Radio Maryja. Dlatego postanowiliśmy skierować naszą akcję także do posłów i senatorów, pana prezydenta Komorowskiego i pana premiera Tuska. Głosi to nasz najnowszy transparent. Sfera mediów jako przestrzeń publiczna powinna być otwarta dla wszystkich obywateli, bez barier.

Czy Ksiądz ma stały dostęp do Telewizji Trwam?

– Niestety nie. Tam, gdzie mieszkam, nie można zainstalować anteny satelitarnej ani telewizji kablowej, więc jestem pozbawiony możliwości oglądania Telewizji Trwam. Jeśli przez przyznanie miejsca na multipleksie miliony Polaków takich jak ja mogłyby uzyskać bezpłatny dostęp do tej stacji, to dlaczego ich tej możliwości pozbawiać? Już blisko 2,5 mln obywateli podpisało się pod apelem na rzecz umieszczenia Telewizji Trwam na multipleksie cyfrowym. Dlaczego stacje muzyczne mogą nadawać na multipleksie, a nie może katolicka telewizja, która formuje odbiorców, ich patriotyczną postawę, a przede wszystkim zbliża do Pana Boga i drugiego człowieka? Dla nas, ludzi wierzących, odniesienie do Stwórcy, sfera życia duchowego jest bardzo ważna. Spośród wszystkich stacji jedynie Telewizja Trwam jest w stanie tę potrzebę zaspokoić. Ta telewizja nadaje już dekadę i cieszy się zasłużonym autorytetem wśród ludzi wierzących, nie tylko katolików, ale także wśród tych niewierzących, którzy są otwarci na poszukiwanie prawdy.

Pikietowanie przed KRRiT przez półtora roku wymaga od uczestników wielkiej odwagi, dyscypliny i hartu ducha. Jak zrodził się pomysł podjęcia takiej formy protestu?

– Nasz protest zrodził się spontanicznie, gdy latem 2011 roku o. Tadeusz Rydzyk poinformował, że Telewizja Trwam dostała odmowę ze strony Krajowej Rady. Powstała wtedy myśl, aby w sposób demokratyczny wyrazić sprzeciw wobec tej decyzji. Co do mnie, to odczułem, że to postanowienie jest krzywdzące nie tylko dla Fundacji Lux Veritatis, ale także dla mnie osobiście. Oznaczało bowiem, że nadal nie będę mógł oglądać Telewizji Trwam. Stąd pomysł, aby poprzez tę publiczną manifestację niezadowolenia oraz wspólną modlitwę wesprzeć wysiłki Fundacji, dyrektora Radia Maryja i milionów ludzi, którzy zaangażowali się na rzecz przyznania koncesji Telewizji Trwam. Od tamtej pory codziennie tutaj jesteśmy. Oczywiście nie byłoby tej pikiety, gdyby nie ludzie, z którymi podzieliłem się pomysłem. Odzew był natychmiastowy. Zaczynaliśmy od niewielkiej grupy pięciu osób, które pikietowały siedzibę KRRiT od poniedziałku do piątku w godzinach pracy urzędu, ale z biegiem czasu ta niewielka grupa rosła. Do sierpnia ubiegłego roku przez pikietę przewinęło się, według moich obliczeń, ponad 2 tys. 800 osób. To jest właśnie ta kropla po kropli, które drążą skałę. Na pewno ważne są Marsze w obronie Telewizji Trwam, w których, rzecz jasna, brałem udział, ale – w odróżnieniu od nich – zadaniem naszej pikiety jest codziennie przypominać panu Dworakowi i jego towarzyszom, że skrzywdzili nas swoją decyzją i że od nich zależy, czy tę krzywdę naprawią.

Czy przez półtora roku pikietowania przed KRRiT przewodniczący Dworak lub jego urzędnicy wyszli do Państwa porozmawiać, zapytać o postulaty lub chociażby się przywitać?

– Ani razu. To my poprosiliśmy o spotkanie z panem Dworakiem i członkami Krajowej Rady, i takie spotkania, z naszej inicjatywy, miały miejsce dwukrotnie – raz w 2011 r., gdy przyjęto nas przed Bożym Narodzeniem na spotkaniu opłatkowym, i po raz drugi w październiku 2012 r. na spotkaniu związanym z pierwszą rocznicą naszej pikiety. Rozmowy nie wniosły jednak nic nowego, nie spowodowały zmiany nastawienia pana Jana Dworaka ani pana Krzysztofa Lufta, który najwięcej się wypowiadał. Jego główny argument, jakoby Fundacja Lux Veritatis nie spełniała kryteriów finansowych i dlatego nie mogła otrzymać koncesji, naszym zdaniem nie wytrzymuje krytyki.

Urzędnicy Krajowej Rady mijają codziennie protestujących bez słowa?

– Machamy do nich, gdy przechodzą, czasem niektórzy odpowiadają jakimś gestem, że nas dostrzegli. Ale żeby ktoś wyszedł, porozmawiał – tego ze strony Krajowej Rady nigdy nie było.

Podczas mrozów nie wynoszą gorącej herbaty na pikietę?

– Raz tylko, w bardzo gorący letni dzień, pan Luft wyniósł nam butelkę wody mineralnej. To był jedyny taki ludzki odruch.

A jak reaguje na protest warszaw-ska ulica?

– Na początku, gdy zaczęliśmy się gromadzić w sierpniu 2011 r., widoczne było duże zdziwienie i zaskoczenie przechodniów. Wielu ludzi zatrzymywało się, czytało nasze transparenty, na których widniały hasła: „Stop dyskryminacji TV Trwam”, „Stop dyskryminacji katolickich mediów”, „Stop apartheidowi religijnemu w Polsce XXI wieku”. Reakcje były różne. Ogromna większość wyrażała poparcie dla pikiety i naszych postulatów, ale część popatrzyła i przechodziła obojętnie, a niektórzy zachowywali się wręcz niegrzecznie, bywały dzikie okrzyki, wyzwiska. Obecnie te wrogie reakcje należą do rzadkości. Przechodnie przeważnie solidaryzują się z nami. Dzisiaj kilku kierowców przywitało nas skinieniem ręki i sygnałem klaksonu manifestowało poparcie. Odwiedzili nas wprawdzie panowie z TVN, nieoznakowanym samochodem, którzy sfotografowali nasz najnowszy transparent. Widać jednak, że liczba przeciwników naszej akcji i tych, którzy uważali ją za bezsensowną, z dnia na dzień topnieje, a w to miejsce rośnie poparcie. Zapewne duży wpływ na tę zmianę nastawienia miało uchylenie przez niezależne media przed opinią publiczną kulisów procesu koncesyjnego i ujawnienie jaskrawych przykładów łamania prawa i procedur. Wiele osób, szczególnie w okresie letnim, tj. w czasie apogeum akcji, złożyło u nas podpisy z poparciem dla Telewizji Trwam i katolickich mediów.

Za PRL organizował Ksiądz pierwsze rowerowe pielgrzymki młodzieży do Ojca Świętego Jana Pawła II, co było w tamtych czasach nie lada wyzwaniem. Teraz przyjechał Ksiądz do Polski z misji w Afryce dla podreperowania zdrowia i znowu na pierwszej linii…

– Zawsze ryzykowałem, ale dla Pana Boga warto ryzykować. Jestem teraz na urlopie zdrowotnym. Planowałem już wracać do Afryki, ale pani doktor popatrzyła na zdjęcie RTG i zamiast błogosławieństwa na drogę, dała mi kartę na kolejne zabiegi rehabilitacyjne. Dlatego jeszcze co najmniej pół roku zostanę w kraju. Czas między zabiegami wykorzystuję aktywnie w obronie polskości i Kościoła. Niestety, wielu naszych rodaków nie zdaje sobie sprawy, że bez chrześcijaństwa nie byłoby Polski. Ci, którzy dzisiaj usiłują walczyć z krzyżem, z Kościołem, z wiarą, zapominają, że gdyby Polska nie była krajem katolickim, to historia naszego kraju potoczyłaby się zupełnie inaczej, a oni sami nigdy by nie zaistnieli!

 

Co najbardziej rzucało się w oczy, gdy po latach misjonarskiej pracy wśród Zulusów w RPA przyjechał Ksiądz do Polski?

– Na każdym kroku widzę i doświadczam na własnej skórze, że w Polsce pojawiła się etyka tzw. sytuacyjna, zupełnie jak w krajach, które w chrześcijaństwie stawiają dopiero pierwsze kroki. Owa etyka sytuacyjna zwana jest popularnie moralnością Kalego, od imienia jednego z bohaterów powieści „W Pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza. Zły czyn, według prymitywnej etyki Kalego, zachodzi wtedy, gdy ktoś Kalemu „ukraść krowę”, a dobry – odwrotnie – gdy to „Kali ukraść krowę”. Tę etykę sytuacyjną, powszechną u ludów pierwotnych, która uzależnia ocenę etyczną czynu od tego, co jest dobre dla mnie, zaczyna się coraz częściej spotykać w naszej Ojczyźnie. Wciska się ona w miejsce wartości chrześcijańskich, które nie tylko się ignoruje, ale wręcz zwalcza. Z tym pierwotnym systemem etycznym zetknąłem się na początku pracy misyjnej w Zambii, a potem w Republice Południowej Afryki.

Sytuacja w Polsce bardzo mi przypomina RPA, gdzie dopiero w 1994 r. skończył się system apartheidu, tj. segregacji rasowej ze względu na kolor skóry. Dostrzegam w naszym kraju próby segregowania Polaków ze względu na wiarę – na wierzących w Boga i cały świat duchowy oraz tych, którzy tego nie uznają. W RPA system apartheidu upadł, bo każdy apartheid jest systemem nieludzkim, nie dla człowieka. W tej chwili w RPA panuje wolność, w tym także wolność w przestrzeni medialnej. Jeśli tylko ktoś ma środki – może nadawać, a odpowiedni urząd pilnuje tylko porządku w eterze, żeby dwóch nadawców nie nadawało na tej samej częstotliwości. Dla nadawców społecznych przewidziane są znaczne ulgi w opłatach, więc kwoty, które wnoszą, są symboliczne. Nie do pomyślenia jest sytuacja taka jak w Polsce, że kiedy nie udało się zniszczyć Telewizji Trwam merytorycznie, to usiłuje się ją zniszczyć finansowo, stawiając bariery nie do przebycia. To jest właśnie ta różnica, że tam, w RPA, wolność się otwiera, a w Polsce – zamyka. Jesteśmy już pod tym względem za Afrykanami, którzy mają większą przestrzeń wolności niż my w Polsce, gdzie usiłuje się wolność ograniczyć, poszufladkować, otoczyć regulacjami Unii Europejskiej. Wydawałoby się, że jako misjonarz powinienem się czuć bardziej skrępowany w kraju misyjnym, który nie jest moim krajem ojczystym. A ja w Afryce czuję się bardziej wolny i bezpieczny, niż kiedy przyjeżdżam do swojej Ojczyzny. Wśród tych pierwotnych Zulusów (bo moja misja jest położona w buszu afrykańskim, a nie w mieście), w prymitywnych warunkach, w żarze słonecznym, gdzie żeby zadzwonić z telefonu komórkowego, trzeba jechać 7 km w górę, by złapać zasięg – czuję się bardziej wolny niż tu, gdzie się urodziłem i gdzie przyszedł na świat mój ojciec, dziad i pradziad.

Polska staje się krajem misyjnym?

– Tak, zdecydowanie staliśmy się krajem misyjnym i na dodatek zniewolonym pod każdym względem. Nie tylko gospodarczo, co każdy czuje po kieszeni, ale także pod względem wolności słowa, mediów i wyznania. Konsekwentnie, krok po kroku przestrzeń wolności jest w Polsce zamykana. Nie ma wolności bez wolności słowa. Od tego się zaczyna – od zamknięcia wolności słowa. A potem następuje odebranie wolności gospodarczej, o czym Polacy mogą się dowiedzieć już tylko z Radia Maryja, Telewizji Trwam, „Naszego Dziennika” i paru innych niezależnych tytułów. A od zniewolenia gospodarczego do zniewolenia politycznego już tylko krok. Dlatego nasza pikieta będzie trwała dopóty, dopóki Telewizja Trwam nie uzyska miejsca na multipleksie 1, żeby wszyscy Polacy, którzy chcą, mogli bez ograniczeń za darmo odbierać program tej jedynej polskiej stacji katolickiej. Tylko Telewizja Trwam spełnia warunki stacji katolickiej, a przy tym wszelkie inne kryteria. Odmawianie jej miejsca na MUX-1 pod pretekstem jakichś braków finansowych wskazuje na złą wolę. Przecież tego typu niekomercyjna telewizja powinna otrzymać od organów państwa wysoką bonifikatę, jako że dobrze służy społeczeństwu – pogłębia jego integrację, wiarę i patriotyzm, a w wielu sprawach wyręcza władze centralne i lokalne.

Zapraszamy do naszej pikiety od poniedziałku do piątku, w okresie zimowym w skróconym czasie od godziny 12.00 do 13.00. Warto tutaj być dłuższą lub krótszą chwilę, aby dać świadectwo Chrystusowi przed ludźmi i przez modlitwę dorzucić do skarbca duchowego Kościoła i naszej Ojczyzny.

Dziękuję za rozmowę.

Nasz Dziennik Czwartek, 21 lutego 2013

Autor: jc