Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rząd antyrekordów

Treść

To jest rząd niezdolny do samonaprawy, a nawet najgorsi ministrowie nie są odwoływani – tak prezes PiS Jarosław Kaczyński uzasadniał wniosek o odwołanie premiera i jego ministrów.

Najprawdopodobniej jedynie klub Prawa i Sprawiedliwości zagłosuje dzisiaj za swoim własnym wnioskiem o odwołanie rządu Donalda Tuska. Przeciw konstruktywnemu wotum nieufności dla rządu opowiadają się posłowie rządzącej koalicji PO – PSL. Pozostałe kluby w Sejmie nie mają ochoty popierać inicjatywy partii Jarosława Kaczyńskiego.

Do zdymisjonowania rządu w ten sposób potrzeba – zgodnie z Konstytucją – 231 głosów. Stanowiące większość w Sejmie zaplecze parlamentarne urzędującego gabinetu w osobach posłów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, zapewniające o swoim wsparciu dla ekipy Tuska, nie pozwala na zebranie wśród pozostałych posłów większości niezbędnej do odwołania Rady Ministrów.

Ale nawet pozostałe kluby – poza Prawem i Sprawiedliwością, które złożyło wniosek o konstruktywne wotum nieufności dla rządu – poparciem tej inicjatywy nie są zainteresowane.

Samo złożenie takiego wniosku wymaga, zgodnie z Konstytucją, zebrania pod nim podpisów 46 posłów. W obecnym Sejmie warunek zebrania wymaganej liczby podpisów dla samodzielnego złożenia wniosku spełnia jedynie PiS. Konstytucja wymaga także, by we wniosku wskazano nazwisko kandydata na nowego premiera.

Gliński z tabletu

Marszałek Sejmu Ewa Kopacz nie przychyliła się do wniosku PiS, by kandydat na premiera prof. Piotr Gliński przedstawił na sali plenarnej w Sejmie założenia programowe rządu, na czele którego miałby stanąć, o których także następnie mieli dyskutować posłowie. Kopacz podtrzymywała swoje zdanie, że Konstytucja nie przewiduje, by kandydat na premiera zabierał w Sejmie głos.

– Jeśli ktokolwiek z odpowiedzialnych polityków chciałby mnie namówić do tego, żebym złamała prawo zapisane w najwyższym akcie prawnym, jakim jest Konstytucja, to tego nie uczynię, na to się nie zgadzam – mówiła Kopacz.

Posłowie opozycji zwracali jednak uwagę, że Konstytucja ani nie zezwala, ani też nie zabrania zabierania w Sejmie głosu przez osoby niewymienione w Konstytucji. W Sejmie wystąpił np. kandydat na premiera Tadeusz Mazowiecki, który gdy obejmował funkcję premiera, posłem nie był.

W oczekiwania rządzących, którzy uniemożliwiając wystąpienie Glińskiemu na sali plenarnej podczas debaty transmitowanej w telewizjach, dowodzili braku zainteresowania, by społeczeństwu ułatwić dotarcie do tego, co kandydat PiS ma do powiedzenia – zdawały się wpisywać największe telewizyjne stacje informacyjne. Żadna z nich wystąpienia Glińskiego – zorganizowanego w jednej z sejmowych sal – nie transmitowała.

Gliński pojawił się na sejmowej trybunie za sprawą Jarosława Kaczyńskiego – na ekranie tabletu, z którym ten wkroczył na mównicę. Prezes PiS odtworzył posłom znaczną część przemówienia Glińskiego.

Kandydat na premiera rządu technicznego diagnozował, że „Polska jest w kryzysie i dryfuje”.

– Rząd techniczny powoływany jest w okresie szczególnego przesilenia politycznego spowodowanego kryzysem władzy. W Polsce obecnie mamy do czynienia z takim właśnie kryzysem. Obecny rząd nie radzi sobie z rozwiązywaniem najważniejszych dla Polaków problemów gospodarczych, zdrowotnych, społecznych i kulturowych – mówił Gliński.

Postulował m.in. obniżenie składek ZUS dla absolwentów oraz przyjęcie przepisów pozwalających pokrywać ubezpieczenie społeczne za osoby, które nie z własnej woli nie mogą znaleźć pracy. Ocenił, iż należy doprowadzić do zawarcia paktu społecznego regulującego m.in. kwestię czasu pracy i tzw. umów śmieciowych. Zaproponował też „opcję zerową” – unieważnienie regulacji ograniczających obrót gospodarczy, co miałoby doprowadzić do odbiurokratyzowania i deregulacji gospodarki.

Gliński stwierdził, iż zasadne jest rozważenie podniesienia kwoty dochodu zwolnionego od opodatkowania do 4,5 tys. zł rocznie, a także wprowadzenie najwyższej stawki podatkowej – 38 proc. dla opodatkowania dochodów powyżej 25 tys. zł miesięcznie. Proponował także wprowadzenie zakazu wypłacania dywidend przez banki w ciągu kilku następnych lat i postulował przyjęcie paktu samorządowego, zmierzającego do nieobciążania samorządów zadaniami nieadekwatnymi do przekazywanych im środków finansowych.

Jarosław Kaczyński uzasadniał, iż PiS złożyło wniosek o odwołanie rządu, gdyż rząd Tuska „rządzi bardzo źle, a złe rządy należy odwoływać”.

– To jest rząd niezdolny do samonaprawy, nawet najgorsi ministrowie nie są odwoływani – mówił Kaczyński. Prezes PiS stwierdził, że dla Tuska jest alternatywa: personalna – w osobie Glińskiego, i programowa.

Najdroższe leki

Mówiąc o skutkach „bardzo złego rządzenia” Tuska, prezes PiS wymienił m.in. problem braku pracy i bezrobocia.

– Miało być 9,3-procentowe, jest 14,6-procentowe bezrobocie, 2,4 miliona osób bez pracy, do tego około 2 milionów na emigracji – wyliczał Kaczyński.

Ocenił, iż rząd doprowadził do „pobicia rekordu Unii Europejskiej” w stopniu odpłatności pacjentów za leki – po wprowadzeniu nowej ustawy o refundacji leków, do wydłużenia się kolejek do lekarzy specjalistów.

Stwierdził, że bez konsultacji i przy sprzeciwie, wydłużając wiek emerytalny, rząd pozbawił Polaków szansy na godną emeryturę. Krytycznie odniósł się także do sytuacji w edukacji, m.in. likwidacji szkół – w większym stopniu, w ocenie prezesa PiS, niż mogłoby to wynikać z niżu demograficznego, czy też uderzającego w kieszenie rodzin biznesu na podręcznikach.

Zwracał uwagę na wzrastający odsetek osób żyjących w nędzy. – W 2011 roku po raz pierwszy od lat doszło do wzrostu liczby rodzin żyjących poniżej minimum egzystencji. O 1 proc. – do 6,7 proc. – jeśli liczyć wedle tych kryteriów, które były wtedy stosowane, bo gdyby wziąć pod uwagę kryteria z 2004 roku i podnieść je o inflację, byłoby to 11 proc. – mówił prezes PiS.

Jarosław Kaczyński skrytykował także sposób i stan budowy infrastruktury, która odbywa się ze znacznym udziałem środków z funduszy unijnych.

– Doprawdy, mieć tyle pieniędzy, nie wybudować dróg i doprowadzić do bankructwa wiele polskich przedsiębiorstw to rekord świata, Mount Everest złego rządzenia – mówił. Prezes PiS krytykował także działania rządzących zmierzające do łamania wolności słowa (m.in. nieobecność Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie), zarzucał tuszowanie afer, w które zamieszane były osoby z obozu rządzącego.

Odnosząc się do inicjatywy Prawa i Sprawiedliwości w sprawie konstruktywnego wotum nieufności dla rządu i zarzutów podniesionych przez Kaczyńskiego, premier Donald Tusk odpowiedział atakiem na prezesa PiS. Mówił o politycznym kuglarstwie i maskaradzie.

Stwierdził, iż wystąpienie Kaczyńskiego było „gęsto utkane kłamstwami”, oraz że za niekorzystne ceny gazu dla Polski czy pakiet klimatyczny odpowiedzialność ponosi… środowisko PiS. Zarzucił mu także, że „permanentnie kwestionuje demokrację” i „ma problemy, żeby zrozumieć, co to są reguły demokracji”.

– Trudno dzisiaj uwierzyć, aby wystąpienie prezesa Kaczyńskiego było wyrazem troski, jak zmienić te kłopoty, w których Polska żyje – mówił premier.

Stwierdził, że celem Kaczyńskiego nie jest przedstawienie recepty, jak sobie radzić z problemami, lecz recepty „na wytworzenie poczucia niestabilności i bałaganu”. Tusk przekonywał, że od czasu niedawnych wyborów nie zmieniło się wiele, by zasadny był wniosek o wotum nieufności dla jego rządu. Przypomniał również, że przed czterema miesiącami otrzymał od Sejmu wotum zaufania.

Nasz Dziennik Piątek, 8 marca 2013

Autor: jc